Advertisement

Main Ad

Warszawskie Muzeum Neonów

Do dziś pluję sobie w brodę, że mieszkałam w Warszawie przez sześć lat, a tak niewiele w niej zwiedzałam. Odkąd emigrowałam, starałam się nadrabiać turystyczne zaległości w Warszawie, ale nie było to już takie łatwe. Albo wpadałam do stolicy na chwilę, traktując ją jako miejsce przesiadkowe na trasie do Lublina, albo mój warszawski kalendarz był wypełniony po brzegi. Spotkania ze znajomymi, zakupy, śluby... zawsze coś ważniejszego od zwiedzania. Czasami jednak udawało mi się złapać spokojniejszą chwilę, gdy znajomi byli w pracy, a ja już zmęczona zakupami stwierdziłam, że w sumie mogłabym gdzieś zajrzeć. Już od dłuższego czasu myślałam o wizycie w Muzeum Neonów i pewnie dalej by było tylko na mojej bucket list, bo prawy brzeg Wisły to akurat zawsze mi był nie po drodze... Ale w tym roku w okolicy otworzyli też Muzeum Polskiej Wódki, więc postanowiłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i zobaczyć oba muzea tego samego dnia.
Uwielbiam neony w przestrzeni miejskiej - uważam, że tworzą naprawdę fajny klimat nocą. Muzeum Neonów zbiera reklamy (głównie z Warszawy, ale nie tylko) zdejmowane z budynków, często w bardzo złym stanie. Na miejscu są one odnawiane, ustawiane na wystawie i podłączane do prądu. Przy każdym neonie znajduje się niewielka tabliczka informacyjna, z której dowiemy się, gdzie i kiedy reklama się znajdowała, a także w jaki sposób trafiła w ręce muzeum. Całość nieźle daje po oczach, bo w pomieszczeniu jest dość ciemno, a głównym oświetleniem są właśnie intensywne neony.
Spacerując wieczorem po Warszawie, wciąż możemy natrafić na całkiem sporo świetlnych reklam. Zapewne jednak nie tyle, co przed laty, w okresie świetności neonów - w dwudziestoleciu międzywojennym Warszawę zdobiło około siedemdziesięciu reklam. W przeciwieństwie do wielkich plakatów, jakie znamy choćby z Rotundy, myślę, że do neonów czasownik zdobić akurat pasuje ;). Pierwsza reklama świetlna (neon Philipsa) zalśniła nad stolicą już w 1926 roku.

Polskim neonom przyświecały nieco inne cele niż tym w krajach Europy Zachodniej. Za czasów PRL podążanie za zachodnim konsumpcjonizmem nie było raczej dobrze widziane ;). Nasze reklamy z założenia miały... nie być reklamami. Neony to był środek przekazu informacji publicznej - ot, tu jest bar, a tu kwiaciarnia czy hotel. W muzeum możemy zapoznać się z historią reklamy świetlnej w Polsce - od czasów międzywojennych aż po dzień dzisiejszy. Specjalna część wystawy poświęcona też jest szyldom z kin sprzed lat (nazwanymi nawet świecącymi perłami), z mnóstwem tematycznych ciekawostek.
W muzeum znajdziemy nie tylko całe odnowione neony, ale też fragmenty innych. Często udało się odratować tylko pojedyncze litery - znajdziemy je tu również, zazwyczaj z informacją (a nawet zdjęciem), jak wyglądał cały neon. Dodatkową ciekawostką jest choćby niemiecka litera Ä - jak widać muzeum zbiera nie tylko polskie reklamy ;). Swoją drogą, neony psuły się od zawsze, a naprawy bywały dość kosztowne. Zdarzało się więc (i zresztą zdarza do dzisiaj), że w świetlnym napisie niektóre literki były zgaszone. Mogło to rodzić czasem dość zabawne sytuacje, jak choćby ta wspomniana na poniższym zdjęciu.
Tak sobie myślę, że dobrze zrobiłam, odwiedzając dwa muzea obok siebie naraz. Choć Muzeum Neonów jest niewątpliwie bardzo ciekawe i gorąco polecam wizytę w nim, to jednak jest dość małe i wizyta w środku zajmie nam maksymalnie kilkadziesiąt minut. Bilet wstępu kosztuje 12 zł (ulgowy - 10 zł), a muzeum jest otwarte na tygodniu od 12 do 17, w soboty od 12 do 18, a w niedziele od 11 do 17. Bardzo mi się podoba, że taki punkt pojawił się na mapie Warszawy i mam nadzieję, że liczba neonów będzie tylko rosnąć... bo za kilka lat z przyjemnością zajrzę tu ponownie, by zobaczyć coś nowego ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze