Advertisement

Main Ad

Świątecznie w Ratuszu i pod Ratuszem

Największy i najważniejszy z wiedeńskich jarmarków bożonarodzeniowych to Christkindlmarkt am Wiener Rathausplatz, znajdujący się tuż przy Ratuszu. Wystartował jako jeden z pierwszych, bo już 16 listopada i otwarty będzie do 26 grudnia. W przeciwieństwie do kilku innych słynnych jarmarków (jak chociażby na Maria-Theresien-Platz czy pod pałacem Schönbrunn), ratuszowy nie przekształci się potem w jarmark noworoczny. Po świętach wszystko zostanie szybko rozebrane, by przygotować miejsce na imprezę sylwestrową. Zatem musiałam się tym jarmarkiem nacieszyć odpowiednio wcześniej :).
Pierwszy raz pod Ratusz pojechałam zaraz po otwarciu - w sobotę, 17 listopada. Wierzyłam, że tak wcześnie jeszcze nie będzie wariackich tłumów, bo jarmarkowi turyści zjeżdżają do Wiednia raczej dopiero podczas adwentu, kiedy już wszystko jest pootwierane. Fakt, ludzi było znacznie mniej niż w późniejszych tygodniach, choć wciąż nie nazwałabym tej wizyty unikaniem tłumów ;). Za to (zwłaszcza w dzień) w listopadzie atmosfery świątecznej jeszcze tu nie było. Temperatura wciąż przekraczała 10 stopni, a pobliskie drzewa jeszcze nie straciły liści... Ogromna choinka na tle kolorowych, jesiennych drzew wyglądała więc nieco groteskowo.
Za to był to okres idealny, by robić zakupy! W listopadzie za dnia można bez problemu podejść do stoisk bez przepychania się, dłużej przyjrzeć się wszystkim dekoracjom i wybrać to, co nam najbardziej wpadnie w oko. Obeszłam kilka jarmarków w Wiedniu w tym roku i muszę przyznać, że nigdzie nie było tylu pięknych drobiazgów co pod Ratuszem. Ceny są właściwie wszędzie podobne (i nie są niskie), więc raczej nie ma co myśleć, że na innym jarmarku znajdę to samo, ale taniej. Najbardziej mi się podobały piękne bombki z napisem Christmas in Vienna - malutkie za 7€, średnie za 14€, a duże za ponad 20€...
Po raz kolejny pod Ratusz zawitałam w połowie grudnia na wigilię firmową. Impreza odbywała się w piwnicach budynku, w restauracji Wiener Rathauskeller. Całość zaczęła się jeszcze przed wejściem do budynku, na podwyższeniu, skąd mogliśmy obserwować cały jarmark, pijąc grzańce i zajadając się pieczonymi kasztanami. Potem weszliśmy już do środka, gdzie czekały świątecznie przystrojone stoły oraz bufet. Jedzenie było naprawdę smaczne, choć atmosfera strasznie sztywna. Byłam przyzwyczajona już do szwedzkich wigilii, gdzie alkoholu było mniej, ale muzyka i inne atrakcje (np. fotobudki) nakręcały imprezę. W Rathauskeller muzyka była tak smętna, że przywodziła na myśl pogrzeb, więc ludzie z braku laku sięgali po wino, a potem dość szybko się wszyscy wykruszyli...
Za to sam jarmark pod Ratuszem na tygodniu okazał się dużo spokojniejszy niż na weekendzie. Mając trochę czasu, wybrałyśmy się z szefową na spacer wzdłuż stoisk i nikt się nie przepychał, nie było kolejek ani hałasu... Biorąc pod uwagę, że jarmarki są otwarte do wieczora (na tygodniu do 21:30, w weekend do 22), stwierdziłam, iż zdecydowanie wolę tu zaglądać na tygodniu po pracy niż podczas weekendu... Oczywiście, na wigilię wybrałam się bez aparatu, więc poniższe zdjęcia były robione innym razem, w sobotę, kiedy nie było tak pusto, jakbym sobie tego życzyła ;).
Największą popularnością cieszyły się, jak zawsze, stoiska z jedzeniem i ciepłymi napojami. Za grzane wino trzeba zapłacić 4€, tyle samo kosztuje kaucja za kubeczek - pod Ratuszem mieli aż trzy różne kubeczki na grzańce: niebieski z aniołem oraz czerwone skarpety i buciki. Za węgierskiego langosa z dodatkami płaciłam 4,5€, za 5€ dostaniemy słodkie serduszko z dedykacją, a za 2,5-3,5€ owoce w czekoladzie. Jarmarki świąteczne to taka dawka słodyczy i alkoholu, że na zdrowie mi wyjdzie ich zakończenie ;).
Na stronie Ratusza podane są informacje (niestety, nie pochodzą one z tego roku) odnośnie cen wynajmu stoiska na jarmarku. Nie jest to najtańsza przyjemność i nieco usprawiedliwia wysokie ceny sprzedawanych produktów. W zależności od wielkości i rodzaju straganu, za wystawianie swoich produktów na jarmarku trzeba było zapłacić od 2,5 do nawet 14 tysięcy euro, a w tym roku ceny są pewnie jeszcze wyższe. Najdrożej wychodzą stoiska z grzańcami, co trochę tłumaczy ceny ponczu przekraczające czasem i 5€ za mały kubeczek.
Mimo wszystko nie wyobrażam sobie być w Wiedniu w okresie przedświątecznym i nie zajrzeć pod Ratusz. Są tłumy, jest dość drogo, ale jest też smacznie i pięknie. Tylko śniegu mi brakowało... Ale niestety, te ilości, które spadły w Wiedniu ostatnimi czasy, może i pokryły bielą trawniki... Jednak na deptanych tysiącami par butów chodnikach centrum śnieg natychmiast przemieniał się w błoto. Może w przyszłym roku... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze