Advertisement

Main Ad

Nowa Katedra w Linz

Lubię zwiedzać kościoły i widziałam ich już tyle, że rzadko się zdarza, by jakaś świątynia faktycznie sprawiła na mnie ogromne wrażenie. A już zwłaszcza nie spodziewam się tego po nowszych, dwudziestowiecznych kościołach. Zawsze jednak lubię pozytywne zaskoczenia ;), a takim niewątpliwie okazała się dla mnie nowa katedra w Linz. Katedra Niepokalanego Poczęcia NMP faktycznie nazywana jest po prostu Nową Katedrą (Neuer Dom), w odróżnieniu od tej starej, którą wybudowano w XVII wieku i której wieże wciąż górują nad miastem. Oczywiście można by zapytać, po co w Linz nowa główna świątynia, skoro poprzednia wciąż była na swoim miejscu?
Wszystko zaczęło się od Ineffabilis Deus, czyli konstytucji apostolskiej papieża Piusa IX o niepokalanym poczęciu Najświętszej Maryi Panny (lecę za Wikipedią ;) ) z końca 1854 roku. Biskup Linzu, Franz Joseph Rudigier, postanowił wybudować nowy kościół zadedykowany właśnie niepokalanemu poczęciu w ramach podziękowania za ten papieski dokument. Był to oczywiście pretekst, bo rozrastający się Linz tak czy inaczej potrzebował już kolejnej, większej świątyni. Całość oczywiście trochę potrwała, bo kamień węgielny położono dopiero siedem lat później, a samą świątynię ukończono dopiero w okresie międzywojennym.
Pierwsze, co rzuca się w oczy po wejściu do katedry, to jej ogrom. Widać to już i z zewnątrz, gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że nieważne, gdzie stanie, całego budynku i tak nie zmieści w kadrze ;). 130 metrów długości, 60-metrowy transept, powierzchnia podłogowa sięgająca prawie 5200m², na której może stanąć jednocześnie ok. 20.000 osób... To wszystko sprawia, że nie znajdziecie w Austrii świątyni większej niż Nowa Katedra w Linz. Wieża katedralna wznosi się na wysokość prawie 135 metrów... i tutaj Linz nie przejął pałeczki pierwszeństwa ;). Opowieść głosi, że w Austro-Węgrzech nie zezwalano na zbudowanie kościoła, który przewyższałby katedrę wiedeńską, a jej najwyższa, południowa wieża liczy sobie 136,5 metra. Cóż, Nowa Katedra w Linz musiała zadowolić się byciem największym kościołem Austrii, choć nie najwyższym ;).
W katedrze znajdują się 142 okna, a na 77 z nich stworzono cykl fenomenalnych witraży. Ogromne, kolorowe, bardzo precyzyjne - zdecydowanie wzbudzają zachwyt odwiedzających. Choć podobno niektórzy narzekają na nadmiar szczegółów i postaci... tego nigdy nie zrozumiem ;). Najstarsze z nich pochodzą z początkowego okresu budowy katedry (1868 rok) i znajdują się w kaplicy wotywnej. Większość - w tym ogromne rozety w transepcie - powstała jednak pomiędzy 1913 a 1917 rokiem. A co przedstawiają te witraże? Właściwie wszystko - mniej lub bardziej związane z religią i regionem.  Znajdziemy tu więc tematykę sakralną (niepokalane poczęcie czy koronacja Maryi), historię samej katedry (położenie kamienia węgielnego, konsekracja), postacie związane z miastem (cesarz Fryderyk III mieszkający w Linz pod koniec swego życia czy Ludwig van Beethoven, który często się tu zatrzymywał) oraz budowle sakralne Górnej Austrii. A to tylko przykłady, bo w końcu witraży jest mnóstwo i są one ogromne... Niestety, nie wszystkie przetrwały w stanie nienaruszonym bombardowania z II wojny światowej i część z tego, co widzimy dzisiaj, to rekonstrukcje.
Za plan budowy katedry odpowiadał niemiecki architekt, Vincent Statz. Niemiec był zresztą mistrzem budowlanym katedr (Dombauwerkmeister), a świątynia w Linz jest jednym z jego największych dzieł. Statz zdecydował się na budowę katedry w stylu neo-gotyckim, wzorując się głównie na katedrze w holenderskim Utrecht. Początkowo zbudowano kaplicę wotywną, dopiero później zaczęły wznosić się kolejne części świątyni. To, co widzimy dziś, różni się jednak trochę od oryginalnych planów - po pierwsze, ze względu na II wojnę światową, która dotknęła również Nową Katedrę, a po drugie, ze względu na ogromną renowację przeprowadzoną tu w 2017 roku. Na dobre pół roku zamknięto wtedy świątynię, między innymi zmieniając pozycję ołtarza głównego czy modernizując ogrzewanie. Nieszczególnie zauważyłam to ostatnie - w środku masakrycznie zmarzłam, a przecież to był luty i byłam ubrana na zimę. Wychodząc potem na dwór, cieszyłam się tylko, że jak to dobrze, że na dworze w lutym jest tak ciepło w porównaniu z katedrą...
Wejście do katedry jest bezpłatne, co - moim skromnym zdaniem ;) - powinno być standardem we wszystkich świątyniach. Choć byłam tam w sobotę, nie zauważyłam zbyt wielu ludzi i zwiedzać mogłam w ciszy i spokoju. Zresztą, biorąc pod uwagę rozmiary katedry, nawet w szczycie sezonu inni zwiedzający nie powinni nam zbytnio przeszkadzać :). Pod świątynią znajdują się krypty, w których pochowano biskupów Linzu. Podczas mojej wizyty nie można było zejść do podziemi, jednak znajdowała się tam informacja o godzinach nabożeństw w krypcie i zakładam, że w ich okolicy może udałoby się tam zajrzeć. Sama zaś katedra jest moim zdaniem punktem obowiązkowym podczas wizyty w Linz. Właściwie pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że nawet gdyby nie było tu nic więcej, to dla samej tej katedry warto by było odwiedzić Linz. A przecież w mieście jest wiele więcej do zobaczenia... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze