Advertisement

Main Ad

Barcelona - Dzień 3 - Wzgórze Montjuïc

Plan na niedzielę w Barcelonie był od samego początku oczywisty - skoro niektóre z atrakcji na wzgórzu Montjuïc mają w niedzielne popołudnia darmowy wstęp, jasnym było, że pójdziemy tam właśnie wtedy. Zawsze przecież można za tak oszczędzone pieniądze dokupić więcej wina do tapasów ;). Wysiadamy z metra przy placu Espanya, ale zamiast od razu kierować się na wzgórze, przechodzimy na drugą stronę ulicy. Moją mamę zaciekawił bowiem duży, okrągły budynek, służący swego czasu jako arena do walk z bykami. Dziś korrida jest zakazana, ale miejsce nie może się przecież zmarnować. W 2011 roku otwarto więc tu z wielką pompą... centrum handlowe. Arenas de Barcelona warto więc bardziej zobaczyć z zewnątrz niż wewnątrz - no chyba, że macie w planach zakupy ;). Podobno fajną atrakcją jest też taras widokowy na górze areny, ale tam nie wjeżdżamy. Jest zimno, mży i tylko tarasów widokowych mi do szczęścia brakuje w taką pogodę... :P
Mijamy pałac i nieco anemiczne o tej porze fontanny, ciesząc się, że przynajmniej padać przestało. Na pierwszą część dnia mamy w planach położoną u stóp wzgórza Montjuïc wioskę hiszpańską - Poble Espanyol. Z tego, co wyczytałam, wyglądało mi to na coś w stylu lokalnego skansenu, ale rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Wioska hiszpańska okazała się mini-miasteczkiem, gdzie w jednym miejscu zgromadzono najróżniejsze ciekawostki ze wszystkich zakątków kraju. Całość jest podzielona na pięć części, odpowiadających poszczególnym częściom Hiszpanii: północ, południe, centrum, obszar śródziemnomorski oraz - oddzielnie - słynna trasa Camino de Santiago.
W kasie przy wejściu kupujemy bilety (14€ za osobę dorosłą), potem bierzemy mapkę (są i po polsku), po czym rozpoczynamy zwiedzanie. Bilet obejmuje też pokaz filmowy pt. Fiesta, the soul of Spain, który wkrótce się zaczyna, więc od razu kierujemy się do sali. Film pozwala nam zapoznać się z najróżniejszymi ciekawymi zwyczajami i uroczystościami z różnych części Hiszpanii. Mamy tu więc na przykład Święty Tydzień w Andaluzji, pomidorowy festiwal Tomatina, budowę Castells - wież z ludzi czy święto San Fermin z gonitwą z bykami po ulicach miasta... Zebranie tego wszystkiego w całość to naprawdę świetny pomysł i wręcz żałowałam, że filmik był tak krótki, bo z przyjemnością zobaczyłabym więcej. Jedyny minus tutaj to ekrany złożone z kostek i siedząc dość nisko, widziałam obraz we fragmentach, a nie płynnie. Widocznie nie można mieć wszystkiego ;).
Idąc za strzałką wskazującą na Monasterio Romanico, docieramy do obrzeży wioski, gdzie wznosi się niewielki klasztor. Inspiracją dla budynku był średniowieczny monastyr Sant Miquel de Cruïlles, a w środku - dla realizmu - znajdziemy nawet figurę mnicha ;). Warto też podejść tutaj choćby tylko dla widoków na Barcelonę.
Co odróżnia Poble Espanyol od wielu znanych mi skansenów, to fakt, że wnętrza budowli rzadko kiedy są tu rekonstrukcjami starych domostw. W budynkach w wiosce znajdują się w większości sklepy i restauracje, gdzie możemy spróbować lokalnych przysmaków albo kupić pamiątki. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że - przy ładnej pogodzie - usiąść tutaj z kieliszkiem sangrii to czysta przyjemność. Ja jednak tego dnia miałam na sobie bluzkę, sweter, pożyczoną od mamy bluzę i kurtkę, i ostatnie, na co miałam ochotę, to siadać gdzieś na dworze...
Początkowo myśleliśmy o wjeździe kolejką na wzgórze, ale stojąc przy wyjściu z wioski hiszpańskiej, zdaliśmy sobie sprawę, że nie ma to najmniejszego sensu. Montjuïc jest niskie, a z miejsca, w którym byliśmy, wystarczył krótki spacer. Pierwszym miejscem, do którego dotarliśmy, był park olimpijski. Barcelona gościła w 1992 roku Letnie Igrzyska Olimpijskie i uważa się, że wydarzenie to pozwoliło miastu wbić się do światowej czołówki turystycznej. Wtedy pewnie jeszcze nikt nie myślał, że Katalończycy będą dążyli do ograniczenia ilości turystów za wszelką cenę...
Ku mojemu zaskoczeniu, da się też zajrzeć na stadion olimpijski - Estadi Olímpic Lluís Companys. Sama arena jest dużo starsza od całego parku, pochodzi bowiem z lat dwudziestych, a przed samymi igrzyskami została tylko wyremontowana. Jeszcze kilka lat temu rozgrywały się tu co niektóre większe wydarzenia sportowe, chociażby krajowe rozgrywki Copa del Rey. Ostatnimi czasy rządzi tu jednak muzyka - na stadionie grali tacy artyści jak chociażby Pink Floyd, Guns N' Roses, U2, The Rolling Stones czy Madonna.
No ale, powiedzmy sobie szczerze, stadion nie jest najciekawszym miejscem do odwiedzenia ;). Za to wybiła już 15, a jest to godzina, od której w niedziele można za darmo wejść do ogrodu botanicznego i zamku na Montjuïc. Zaczynamy od botanika, a pogoda przez krótką chwilę postanawia nam sprzyjać - niebo z jednej strony robi się niebieskie, zaś słońce tak grzeje, że można by i kurtkę zdjąć... Po chwili już tęsknię za tą pogodą, gdy wiatr przygania chmury z powrotem. Ogród botaniczny na Montjuïc to zbiór egzotycznych roślin z regionów o klimacie zbliżonych do śródziemnomorskiego, zatem z Australii, Chile, Kalifornii, RPA, no i oczywiście z samych regionów śródziemnomorskich. Decydujemy się na krótki spacer, okrążając ogród, po czym kierujemy się powoli do zamku.
Jak i w wielu innych turystycznych miejscach w Barcelonie, także pod zamkiem Montjuïc rozłożyło się mnóstwo ulicznych sprzedawców pamiątek od 1€. Kiedy podchodziliśmy, ktoś musiał dać im cynk, bo w jednej chwili wszyscy poderwali się, zwinęli jednym ruchem swój sklepik, przerzucili towar przez murek i sami zaczęli za nim przeskakiwać. W tym samym momencie na plac wjechał samochód ichniejszej straży miejskiej - strażnicy wysiedli, rozejrzeli się, ale nikogo nie złapali. Zresztą chyba nieszczególnie chciało im się skakać przez mur... ;) Za to my mieliśmy całkiem niezłe widowisko. Kiedy handlarze poznikali, przeszliśmy przez bramę, odebraliśmy w kasie darmowe bilety i rozpoczęliśmy zwiedzanie terenów zamkowych.
Nie bez powodu piszę tylko o terenach zamkowych, bo tak naprawdę w samym zamku niewiele jest do zwiedzania. To dawna forteca, której początki sięgają pierwszej połowy XVII wieku. W obecnym kształcie została przebudowana (a właściwie zburzona i zbudowana od nowa) pod koniec XVIII wieku. W zamku zobaczymy niewielką wystawę poświęconą jego historii oraz ważniejszym bitwom i wojnom, które tu toczono. Ta wystawa to w gruncie rzeczy jedyne, co można oglądać w środku (pominąwszy pojedyncze pomieszczenia z dziwnymi obiektami, które chyba mają być sztuką), dlatego też lepiej skupić się na podziwianiu dawnych murów z zewnątrz.
Wzgórze Montjuïc to także pierwsze miejsce, z którego mogę w końcu spojrzeć na wybrzeże Barcelony. Niemałe wrażenie wywiera na mnie ogromny port - wydaje się ciągnąć we wszystkie strony... Szkoda tylko, że tak wieje, bo to trochę zniechęca do stania na górze i podziwiania widoków. Czy już wspominałam, że ta wiosna w Barcelonie to jakaś taka oszukana była? ;)
Ze wzgórza schodzimy inną trasą, niż weszliśmy. Główny powód to chęć zobaczenia z bliska pałacu (Palau Nacional), mieszczącego w sobie dziś Katalońskie Muzeum Sztuki Narodowej. Mnie akurat bardziej ekscytuje widok spod pałacu na fontanny, Arenas de Barcelona i resztę miasta... Niestety, fontanny były zupełnie wyłączone, przez co widok był nieco inny od moich oczekiwań ;). Po zejściu na dół zajrzeliśmy jeszcze na obiado-kolację do pobliskiego baru TAPS, gdzie na pożegnanie uraczono nas shotem czegoś dobrego i ziołowego - w sam raz na rozgrzewkę po tak chłodnym dniu ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze