Advertisement

Main Ad

Przerów, czyli nieturystyczne Czechy

Najsensowniejsze połączenia między Wiedniem a Ołomuńcem to pociągi z przesiadką w Przerowie. Dopóki nie zaczęłam planować jednodniowego wypadu do Ołomuńca, w ogóle nie zdawałam sobie sprawy z istnienia takiego miasta jak Przerów (po czesku Prerov). Początkowo miałam tam mieć kilkanaście minut na przesiadkę w obie strony, ale gdy już na wstępie koleje łapały spore opóźnienia, bałam się zaryzykować taką krótką przesiadkę w drodze powrotnej. Mój pociąg to było ostatnie połączenie Przerów-Wiedeń tego dnia, więc słabo byłoby się na nie spóźnić tylko dlatego, że czeskie koleje mają problemy z punktualnością na trasie z Ołomuńca. Stwierdziłam więc, że podjadę do Przerowa wcześniej - wtedy powinnam zdążyć spokojnie na mój pociąg, a do tego będę miała okazję pospacerować po Przerowie i zobaczyć tę mniej turystyczną twarz Czech.
Gdy zapytałam Google'a co zobaczyć w Przerowie, nie wyskoczyło mi właściwie nic. Na polskich blogach to miasto właściwie nie istniało, na anglojęzycznych nie było wiele lepiej. Jakiś zamek - muzeum, kościół, park... W sumie czego się spodziewać po miasteczku na Morawach, liczącym sobie niewiele więcej niż czterdzieści tysięcy mieszkańców, do tego leżącym zupełnie w cieniu Ołomuńca? Biorąc pod uwagę, że jest to dość duży węzeł kolejowy w Czechach (to tędy przebiega trasa z Pragi do Ołomuńca czy międzynarodowa linia Warszawa - Wiedeń), do tego położony nad rzeką Beczwą, wyobrażałam chyba sobie za dużo...
Ledwo dotarłam spacerem do centrum Przerowa, natychmiast wpadło mi ono w oko. Szczególnie, że był to wczesny wieczór i miasto było już trochę opustoszałe. Mogłam więc spokojnie pospacerować po okolicy, tylko od czasu do czasu natykając się na ludzi. Usiadłam przy fontannie na placu Masaryka (pierwszego prezydenta Czechosłowacji), z widokiem na kościół - niestety, już zamknięty o tej porze.
Za poradą TripAdvisora zajrzałam też do restauracji U Bukáčků, znajdującej się przy głównej ulicy miasta. Spróbowałam tam bardzo dobrego piwa i zjadłam najgorszy smażony ser w moim życiu - widocznie nie można mieć wszystkiego ;). Przynajmniej ceny były w porządku... Biorąc pod uwagę jednak, jak wielu miejscowych się tam stołowało, inne dania chyba były lepsze i tylko ja nie trafiłam w wybór posiłku...
Po kolacji kontynuowałam swój spacer po centrum i zupełnie przypadkiem trafiłam na uliczkę V průvanu. To krótka droga, z dwóch stron ogrodzona ścianami, którą ozdobili muralami uczniowie gimnazjum im. Jakuba Škody. Znajdziemy tu mnóstwo kolorowych i ciekawych przykładów sztuki ulicznej - ja lubię takie rzeczy, więc przyznaję otwarcie, że uliczka ta była dla mnie fajną niespodzianką w Przerowie :). Podobno uczniowie ozdobili też w ubiegłym roku inny zaułek - tym razem motywami meksykańskimi, ale niestety nie udało mi się tam trafić.

Obok placu Masaryka drugim centralnym punktem Przerowa jest Górny Plac. Otoczony kolorowymi, historycznymi budynkami robił wrażenie nawet, kiedy jedynymi spotkanymi tu osobami były dwie małolaty, palące coś w ukryciu przed pomnikiem Jana Blahoslava (biskupa odpowiedzialnego za przetłumaczenie Nowego Testamentu na język czeski w XVI wieku). Najbardziej charakterystycznym budynkiem na placu jest Muzeum Jana Amosa Komenskiego - Komeniusza, mieszkającego nawet swego czasu w polskim Lesznie. Musiał zresztą stamtąd uciekać w 1656 roku (podczas potopu szwedzkiego) - po tym, jak w imieniu miejscowych braci czeskich poparł króla Szwecji. Czy polski wątek jest rozwinięty w muzeum - nie wiem, bo - bez zaskoczenia - w sobotę wieczorem było ono już dawno zamknięte.
Nie wyobrażam sobie przyjeżdżać do Przerowa specjalnie po to, by zwiedzić to miasteczko. Ale jeśli i tak mamy po drodze, to czemu by się nie zatrzymać choćby na godzinę? Pospacerować po centrum pełnym kolorowych kamieniczek, podziwiać studencką sztukę uliczną, posiedzieć nad rzeką czy spróbować czeskiego piwa... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze