Advertisement

Main Ad

Hallwylska, czyli jak mieszkała szwedzka arystokracja?

To było w sumie niemałe wyzwanie - znaleźć jakieś muzeum w Sztokholmie, gdzie mnie jeszcze nie było, gdzie chciałabym pójść i żebym się jeszcze wyrobiła rano przed weselem ;). Wybrałam muzeum Hallwylska, nieco zainspirowana przeczytaną nie tak dawno temu książką o Sztokholmie autorstwa Katarzyny Tubylewicz. Muzeum znajduje się w samym centrum szwedzkiej stolicy (parę kroków od Kungsträdgården), a wstęp jest darmowy. Dotarłam tam w piątek zaraz po otwarciu, po jakimś czasie dołączyło jeszcze kilka osób, ale generalnie miałam możliwość zwiedzania prawie w samotności, co jest rzadko spotykanym luksusem (zwłaszcza, jeśli się zwiedza w weekendy ;) ).
Dom hrabiostwa von Hallwyl wybudowano w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku jako mieszkanie zimowe pary, która zdecydowanie należała do czołówki szwedzkich bogaczy tej epoki. Jak bogaci byli? Niech odpowie tu sam fakt, że jako architekta wynajęli Isaka Gustafa Clasona (to był ten facet, który zaprojektował m.in. Muzeum Nordyckie) i kazali mu zaprojektować dom... bez ograniczeń finansowych. Marzenie każdego projektanta... ;) Architekt postanowił inspirować się późnym gotykiem weneckim i hiszpańskim renesansem, korzystając z najlepszych materiałów. Koszt przedsięwzięcia zamknął się w ok. 1,5 miliona koron, co na tamte czasy było wręcz niebotyczną kwotą - dom rodziny von Hallwyl był jedną z najdroższych prywatnych rezydencji w Szwecji.
W rezydencji było wszystko, o czym tylko można było zamarzyć w tamtych czasach. Ogromna łazienka z wanną i prysznicem? Już się robi. Centralne ogrzewanie? Proszę bardzo. Elektryczne oświetlenie w każdym pomieszczeniu? Jasne, chyba jeszcze nikt w Szwecji tak nie ma. Do tego oddzielne pomieszczenie do gry w bilarda, bo przecież coś trzeba robić, jak się ma tyle pieniędzy ;).
Co jeszcze można robić, gdy ma się więcej pieniędzy niż pomysłów na ich wydanie? Zacząć coś kolekcjonować, najlepiej coś drogiego ;). Zbroje i broń sprzed wieków na pewno robią wrażenie, gdy tylko wejdzie się do prywatnej zbrojowni. Ale prawdziwy ogrom kolekcji von Hallwyl rzuca się w oczy dopiero, gdy dojdziemy do zbiorów porcelany. Mnóstwo tu perełek liczących sobie setki lat, wiele z nich sprowadzono z innych kontynentów specjalnie do tej kolekcji.
W 1920 roku hrabiostwo postanowili podarować swoją posiadłość państwu - oczywiście z zastrzeżeniem, że zostanie ona zamieniona w muzeum w niezmienionym stanie. W 1938 roku Hallwylska otworzyła swoje bramy dla publiczności. Pomysł był świetny, bo dzięki temu możemy dziś zwiedzać dom szwedzkiej arystokracji wyglądający dokładnie tak jak za czasów państwa von Hallwyl. Na mnie zrobiło to niemałe wrażenie, nawet jeśli widywałam wcześniej bogate wille zamienione w muzea. Jednak większość z nich musiała być odrestaurowana, pomieszczenia mieszkalne były wyposażane w obiekty muzealne i czuło się, że to nie zawsze tak wyglądało. W Hallwylska jest inaczej - całość wygląda tak, że nic tylko kręcić filmy z epoki ;).
Jak w większości muzeów, także w Hallwylska znajdziemy wystawy tymczasowe. Podczas mojego lipcowego pobytu mogłam poczytać o drodze szwedzkich kobiet do równouprawnienia, praw wyborczych, oraz o udziale rodziny von Hallwyl w tej wędrówce. O ile sam pomysł jest bardzo ciekawy, to już nieszczególnie podeszło mi wykonanie - wystawy pełne szwedzkojęzycznego tekstu, a niewiele poza tym.
Rezydencja hrabiostwa von Hallwyl nie znajduje się w czołówce atrakcji turystycznych Sztokholmu, ale mimo to (a może właśnie dzięki temu) warto tam zajrzeć. Wstęp jest darmowy, muzeum znajduje się w samym centrum miasta, a zwiedzanie zajmie nam nie więcej niż godzinę. Przy wejściu do każdego pomieszczenia można sięgnąć po kartkę z informacjami - po angielsku i po szwedzku. A dla tych, co zamiast czytania wolą słuchanie (to zdecydowanie nie ja) można skorzystać z audioguide'a za 40 SEK (po angielsku, rosyjsku i arabsku) albo dołączyć do trasy z przewodnikiem za 80 SEK - szczegóły tutaj.

Prześlij komentarz

0 Komentarze