Jedynym miejscem, które koniecznie chciałam odwiedzić podczas wizyty w Dublinie, było Guinness Storehouse, czyli Muzeum browaru Guinnessa. Kolega, który swego czasu mieszkał w irlandzkiej stolicy, bardzo zachwalał to miejsce jako główne must-see Dublina. Pomyślałam sobie, że to w sumie fajna okazja, by zobaczyć coś innego. Nie zaprzeczę, że swój wpływ na moją decyzję miał też fakt, że Guinness jest moim ulubionym piwem i nie mogłam sobie odpuścić spróbowania go w miejscu, z którego pochodzi. W końcu od tylu osób słyszałam, że ten eksportowany Guinness to przecież nie to samo! Musiałam to sama sprawdzić ;).
Ciepły, październikowy weekend bez żadnych planów na dalsze wyjazdy - idealna okazja, by skorzystać z Karty Dolnej Austrii (Niederösterreich-Card). Zapłacone raz 61€ pozwala przez cały rok odkrywać za darmo różne atrakcje turystyczne w regionie... Mniej więcej 20% z nich jest całkiem nieźle dostępne transportem publicznym i to do nich się ograniczam. Tym razem mój wybór padł na Melk, oddalony od Wiednia o godzinę drogi pociągiem - co istotne, nawet bezpośrednim ;). To liczące sobie ok. 5000 mieszkańców miasteczko jest położone na terenie doliny Wachau, a znajdujące się w nim Opactwo Benedyktynów (jako część doliny) wpisane zostało na listę UNESCO. Lubię takie miejsca, więc bez wahania rezerwuję bilety na pociąg i jadę do Melku.
Zaczynam się specjalizować w wyjazdach kompletnie niezorganizowanych, a październikowy Dublin to zdecydowanie szczyt szczytów mojego braku organizacji ostatnimi czasy ;). Z końcem sierpnia spojrzałam w kalendarz i odkryłam, że choć listopad i grudzień mam już całkiem nieźle ogarnięte, to na październik wciąż nie mam żadnych planów. A ja się bardzo niekomfortowo czuję bez żadnych planów wyjazdowych w najbliższym czasie... ;) Z pomocą Skyscannera zaczęłam przeglądać, gdzie mogę tanio wyskoczyć na weekend w połowie października i szybko wyskoczyła mi podpowiedź: Dublin. Nigdy nie byłam w Irlandii, bilety w miarę przystępnej cenie, co się będę zastanawiała - rezerwuję. Po jakimś czasie przyszło mi na myśl, że wypadałoby też poszukać noclegów i tu już nie było tak wesoło. Z miesięcznym wyprzedzeniem znalezienie sensownego noclegu, bez konieczności dzielenia pokoju / łazienki, za poniżej 100€/noc było właściwie niemożliwe. W końcu znalazłam hostel, gdzie za staroświecki pokój ze śniadaniem (mieli chleb tostowy, margarynę i dżem) zapłaciłam tylko 96€/noc. Mając już nocleg, mogłam resztę zaplanować w ostatnim tygodniu przed wyjazdem, jak zwykle. Tyle, że nagle okazało się, że ten tydzień to nadgodziny związane z budżetem, wyjście na afterwork połączone z Oktoberfest, rozmowa kwalifikacyjna do jednej firmy... I w pewnym momencie ocknęłam się w Uberze na lotnisko (kurczę, mam samolot za 2 godziny, wypadałoby wyjść z pracy!) z biletem wstępu do muzeum Guinnessa w plecaku - jedyna rzecz polecona przez kolegę w pracy, którą zaplanowałam... tzn. zarezerwowałam w ciemno, bo miało być fajne.
Lubię kolorową, nieoczywistą architekturę, a Wiedeń ma tu zdecydowanie się czym pochwalić - wszystko dzięki panu Stowasserowi, znanemu bardziej pod zgermanizowaną wersją nazwiska: Hundertwasser. Stworzył on własny, charakterystyczny styl (nie tylko mi przywodzący trochę na myśl Gaudiego) - wystarczy zobaczyć któryś z budynków i bez sprawdzania łatwo odgadnąć, że to właśnie Hundertwasser go zaprojektował. Budowle jego autorstwa znajdziemy zresztą nie tylko w Austrii, ale też w Niemczech, Japonii, Szwajcarii czy nawet Nowej Zelandii. Które z nich możemy zobaczyć w Wiedniu?
Podczas lipcowego pobytu w Sztokholmie rzuciły mi się w oczy plakaty zachęcające do wizyty w niedawno otwartym w nowym miejscu muzeum żydowskim. Znajduje się ono teraz przy Själagårdsgatan - tak, że podczas spacerów po Gamla Stan właściwie nie można go przegapić. Kiedyś znajdowała się tu synagoga, więc wybór miejsca był zdecydowanie nieprzypadkowy :). Skoro i tak spacerowałam sobie po Gamla Stan, miałam sporo czasu do popołudniowych spotkań, postanowiłam zajrzeć do środka. Wstęp do Judiska museet kosztuje 100 koron (40 zł), a w muzeum spędzimy niespełna godzinę - nie jest ono zbyt duże.