Advertisement

Main Ad

Mój rok 2019 w książkach

Kocham czytać i uwielbiam statystyki. Z tego połączenia musiał wręcz powstać i wpis książkowy, podsumowujący moje odkrycia w ubiegłym roku. A całkiem sporo nowych lektur udało się odkryć, bo i też niemało przeczytałam. Z motywującego mnie kiedyś wyzwania Przeczytam 52 książki w roku już zrezygnowałam - zwłaszcza, że 52 książkę w 2019 roku przeczytałam jeszcze w maju... I co, miałabym nie czytać przez kolejne 7 miesięcy? Jak żyć? ;) Średnio czytam 10 książek w miesiącu, choć wiadomo, jak to ze średnią jest. Są takie miesiące jak czerwiec (gdy na dłużej wpadli rodzice i więcej z nimi rozmawiałam, niż czytałam), kiedy przeczytałam zaledwie pięć książek. Są też takie jak lipiec czy październik, gdy wykres na Lubimy Czytać pokazuje 13. Wiadomo, że nie chodzi o ilość, ale o jakość, ale tak naprawdę jedno z drugim jest powiązane. Im więcej czytam, tym więcej wartościowych lektur trafia w moje ręce - chyba nigdy w życiu nie przeczytałam tylu świetnych książek co w 2019. 
Poza tym, im więcej czytam, tym więcej... mam do przeczytania. Bo widząc, że wychodzi mi ok. 10 książek miesięcznie, zaczęłam się znacznie częściej rozglądać za czymś do czytania. Każda wizyta w Polsce obciążała mój bagaż dodatkowymi tomami. Promocja w wydawnictwie? Już leci do Lublina paczka pełna książek, którą rodzice mogą mi przywieźć do Wiednia! W efekcie mam jeszcze nieprzeczytane książki na półce, kupione prawie rok temu. O tonach ebooków nawet nie wspomnę. A mnie to wszystko kusi, chcę czytać wszystko, co mam, bo już nie kupuję w ciemno. Jak wypatrzę gdzieś ciekawy tytuł lub dostanę coś z polecenia, najpierw sprawdzam opinie w internecie. Po książki poniżej 7/10 sięgam rzadko, musi mnie naprawdę zainteresować tematyka. Ocena 6/10 już właściwie dyskwalifikuje dla mnie lekturę. Wiem, że może się okazać, że coś słabo ocenionego przypadłoby mi do gustu... Dochodzę jednak do wniosku, iż życie jest za krótkie, by czytać słabe książki :).
Wbrew pozorom, prawie nigdy mi się nie zdarza usiąść w domu na kanapie z książką i po prostu czytać. Najwięcej czytam w podróży - 2 godziny na lotnisku, 3 w samolocie, godzina dojazdu z lotniska... I już można tu przeczytać dwie książki ;). Czytam w metrze do pracy, podczas ćwiczeń (kupiłam sobie rower treningowy z podstawką na Kindle'a) czy chwilę przed zaśnięciem, żeby już w łóżku nie korzystać z laptopa i komórki, tylko  się wyciszyć. Jedyne książki, które w 2019 naprawdę czytałam na spokojnie w domu to cztery tomy Harry'ego Pottera. Po niemiecku, więc chciałam zawsze mieć dostęp do słownika. Swoją drogą, jestem z siebie bardzo dumna, cztery książki po niemiecku to dla mnie mały, osobisty sukces ;). To też jedyne, czego nie dodałam na Lubimy Czytać, bo HP miałam już wcześniej po polsku - zatem do tych 119 książek z pierwszego wykresu można dodać cztery Pottery po niemiecku i wyjdą mi 123 lektury przeczytane w 2019 roku
Jak już wspomniałam -  wraz z ilością w parze idzie jakość. W 2019 roku odkryłam mnóstwo świetnych książek, a Wam chciałabym przedstawić moje TOP10. Może coś z tego i Wam wpadnie w oko? Łatwo się zorientować w moim guście, dominują tu reportaże, góry, wojna... Książki, które poruszają.

10. Edyta Stępczak - Burka w Nepalu nazywa się sari
Książka, po którą sięgnęłam tuż przed wyjazdem i towarzyszyła mi podczas całej wycieczki po Nepalu, będąc jej świetnym uzupełnieniem. Stępczak rozmawia z Nepalkami i przedstawia obraz dzieci i kobiet w tym kraju. Bieda, którą pogłębiło jeszcze trzęsienie ziemi, nierówności kastowe oraz płciowe, brak możliwości zdobycia wykształcenia poza większymi miastami... Najbardziej mnie poruszył prosty przykład związany z menstruacją i edukacją - tak, w Nepalu to jest powiązane. Bieda i brak warunków sanitarnych, a poza tym piętnowanie kobiet podczas miesiączki, sprawiają, że dziewczynki podczas okresu nie chodzą do szkoły. Gdy zaległości się kumulują, słyszą, że po co im szkoła, skoro i tak się nie uczą. Najczęściej po kilku latach rezygnują z edukacji, bo nie mają szans nadążyć za chłopcami z materiałem, a poza tym w domu i tak czekają na nie liczne obowiązki, więc nie ma kiedy się uczyć... Burka w Nepalu nazywa się sari to mnóstwo przerażających historii, które nie mieszczą się w głowie Europejczykowi. I dlatego dobrze się z nimi zapoznać.

9. Magdalena Grzebałkowska - 1945. Wojna i pokój.
1945 było nominowane do wielu nagród, a sporo ich wygrało te kilka lat temu, gdy książkę wydano. W moje ręce trafiła dopiero w ubiegłym roku i z przyjemnością po nią sięgnęłam, choć widziałam, że wielu czytelników narzekało na przypadkowość doboru historii oraz fakt, że były one tak krótkie. Mnie nie przeszkadzało, że wiele historii jest krótkich. Nie wszyscy ludzie lubią szczegółowo opowiadać o swoich nieszczęściach, a rok 1945 (już nie wojna, jeszcze nie pokój) zdecydowanie do szczęśliwych nie należał. Bieda, głód, brak dachu nad głową i z jednej strony chęć zemsty, a z drugiej po prostu normalnego życia. Dobrze to ukazują fragmenty z gazet na początku każdego rozdziału - krótkie artykuły pokazujące odradzającą się po wojnie Polskę. Szukam bliskich, Oddam dziecko, Przyjmę jakikolwiek ubiór, Instytucja XY wznawia działalność po wojnie... Dla wielu osób wojna się nie skończyła w 1945 i warto przeczytać tę książkę, by zdać sobie sprawę, jak trudne było życie po wojnie.

8. Lars Berge - Dobry wilk. Tragedia w szwedzkim zoo.
Choć niby swoją przygodę ze Szwecją już zakończyłam, to wciąż śledzę szwedzkie nowości wydawnicze i co jakiś czas sięgam po tytuł, który mnie szczególnie zaciekawi. Tak też było z tym reportażem, opowiadającym o historii, którą już wcześniej znałam -  w parku Kolmården wilki zaatakowały i zabiły swoją opiekunkę. Książka jest jednak napisana pod zupełnie innym kątem - mniej tu o tytułowej tragedii (by uszanować smutek rodziny zmarłej), a więcej o samych wilkach. Lars Berge spojrzał na same zwierzęta, proces ich socjalizacji, ich marketing (jak wilk był/jest postrzegany?), na obecność tych zwierząt w ogrodach zoologicznych... nawet na same ogrody zoologiczne. Zbudował świetne tło dla całej historii, które pomaga zrozumieć, dlaczego do tragedii doszło i dojść musiało. Poraża bezmyślność, która aż nie pasuje do tak zorganizowanego i przewidującego narodu jak Szwedzi.

7. Lawrence Wright - Wyniosłe wieże. Al-Kaida i atak na Amerykę.
Już w trakcie lektury zdałam sobie sprawę, jaką ignorantką w tej tematyce byłam. Jasne, że słyszałam o Al-Kaidzie, pamiętam przerażenie, z jakim oglądało się w telewizji walące się wieże, wiedziałam, że Bin Laden był swego czasu najbardziej poszukiwanym człowiekiem na świecie... Ale z każdą kolejną stroną Wyniosłych wież coraz wyraźniej widziałam, że nie wiem prawie nic. Dla mnie, jak i dla wielu innych zapewne, atak z 11.09 był początkiem innego świata, można by powiedzieć, że od tego ataku wszystko się zaczęło - światowa walka z terroryzmem, ogólne poczucie zagrożenia, niechęć do muzułmanów... Lawrence Wright opowiada jednak historię z kompletnie innej strony - 11.09 zdecydowanie nie był początkiem! Co więcej, potężna, kilkusetstronicowa książka na ataku z 11.09 się kończy. Wyniosłe wieże to fascynująca opowieść o narodzinach Al Kaidy, o życiu jej przywódców, a także o amerykańskich służbach (CIA, FBI), które uparcie ignorowały zagrożenie i nie potrafiły ze sobą współpracować. Nie spodziewałam się, że nawet największych terrorystów da się przedstawić w tak ludzki sposób...

6. Paweł Reszka - Czarni.
Po lekturze wciągających książek Reszki o polskiej służbie zdrowia, teraz z ciekawością sięgnęłam po Czarnych. Autor znów się przebiera - tym razem za księdza - i opowiada o polskim Kościele. Do tego rozmawia - głównie z zakonnikami i księżmi (zarówno wikariuszami, jak i proboszczami), ale też tymi, co porzucili stan duchowny, a nawet z partnerkami czarnych. Co ciekawe, mimo ogromnego nagłośnienia tematu, Reszka nie rozdmuchuje tu problemu pedofilii. Jakby wyszedł z założenia, że o tym i tak wszędzie można usłyszeć. Zatem o czym są Czarni? O problemach obecnego kościoła w Polsce. O homoseksualizmie księży, o ich dzieciach i partnerkach, o zatapianiu samotności w alkoholu, o braku rozwoju (Co robi ksiądz po mszy? Otwiera browara i odpala mecz albo internet...), o chorej ambicji co niektórych i kościelnym feudalizmie - wciąż w XXI wieku. Całość zaś jest przedstawiona tak, że czytelnik traci nadzieję, by z Kościołem w Polsce kiedykolwiek było lepiej, skoro sam Kościół ma reformy w głębokim poważaniu. Byleby nikt dziecka na boku nie zrobił, a będzie ok.

5. Tadeusz Pankiewicz - Apteka w getcie krakowskim.
Apteka w getcie krakowskim to książka dość specyficzna nawet dla mnie, która przeczytała już sporo lektur poświęconych tematyce holokaustu. Pankiewicz był bowiem obserwatorem życia w getcie oraz brutalnych wysiedleń, mając to szczęście, że nie był też jedną z ofiar. Był właścicielem apteki, która zrządzeniem losu (albo raczej zarządzeniem hitlerowców) nagle znalazła się na obszarze krakowskiego getta. Pankiewicz widział na własne oczy jego tragedię i opisał ją w prosty sposób, bez upiększeń. Autor wspomniał, że swego czasu zarzucano mu nawet koloryzowanie, bo przecież takie rzeczy nie mogły mieć miejsca!. Dziś już znamy aż za dobrze hitlerowskie zbrodnie, a jednak wciąż takie relacje poruszają czytelnika do głębi. Zwłaszcza, że z lektury przebija bezsilność autora, który musiał patrzeć na ludzką tragedię, wiedząc, że nic nie może zrobić. Apteka... to hołd złożony zabitym, to kronika getta krakowskiego - od utworzenia, przez nowe hitlerowskie przepisy, wysiedlenia, aż po jego brutalny koniec.

4. Jon Krakauer - Wszystko za Everest.
Jedna z lepszych książek o tematyce wysokogórskiej, jaka trafiła w moje ręce (a trochę ich już trafiło). Wciąga nie tylko ze względu na same wydarzenia, których dotyczy, ale też i styl pisania - autorem jest w końcu dziennikarz. Wszystko za Everest opowiada o wyprawie komercyjnej z 1996 roku, kiedy - podczas schodzenia ze szczytu - niektórych członków wyprawy zaskoczyła burza śnieżna. W książce mamy więc wszystko - potężne emocje, nieokiełznaną naturę, ludzkie błędy i katastrofę, która na wiele lat przytłoczyła autora. Wszystko za Everest było jednak pisane jeszcze na świeżo, niedługo po wyprawie, i wszystkie emocje i przeżycia są jeszcze bardzo silne. Krakauer bazuje nie tylko na swoich wspomnieniach - w końcu są one zawodne, zwłaszcza po ogromnym wysiłku i stresie - ale też na rozmowach z innymi uczestnikami wyprawy. W efekcie ukazuje nam się obraz tragicznej w skutkach wspinaczki na najwyższą górę świata i nieodłącznie pojawia się pytanie: czy katastrofy dałoby się uniknąć?

3. Kateřina Tučková - Boginie z Žítkovej.
Boginie z Žítkovej trafiły w moje ręce przez przypadek i okazały się niesamowicie pozytywnym zaskoczeniem czytelniczym. Boginiami nazywano kobiety mieszkające gdzieś w Białych Karpatach, na granicy Czech i Słowacji, które miały wyjątkowe zdolności. Umiały leczyć chorych, przewidywać przyszłość, rzucać klątwy, zatrzymywać burze... Wieki temu palono je na stosach, ale z czasem stały się jednymi z najpotężniejszych kobiet w wiosce. Przetrwały stosy, przetrwały okupację hitlerowską (bo naziści zaciekawili się ich zdolnościami), jednak władza komunistyczna postanowiła się z nimi rozprawić. Choć główna bohaterka książki to postać fikcyjna, wiele dawnych wątków to opowieści prawdziwe. Odkrywanie wraz z Dorą przeszłości bogiń niesamowicie wciąga. Do tego bardzo spodobał mi się styl - przeplatanie opowieści z dokumentami i raportami (stworzonymi przez autorkę) władz komunistycznych, lekarzy, SS-manów, doskonale uzupełniającymi historię. Całość przy tym zakończona w taki sposób, że wręcz przyprawia o dreszcze. Uwielbiam takie lektury! :)

2. Beata Sabała-Zielińska - TOPR. Żeby inni mogli przeżyć.
Ta książka to prawdziwa perełka - nie dość, że napisana bardzo przystępnym językiem, to jeszcze ile idzie się dowiedzieć o historii i pracy TOPR-u! Dopiero po lekturze zdałam sobie sprawę, jak niewiele wiedziałam o tym temacie. Oczywiście, zdawałam sobie sprawę, że praca ratowników TOPR-u jest bardzo ciężka, że muszą pracować w często koszmarnych warunkach, a niewdzięczni turyści traktują ich jako górskie taksówki. Ale dopiero teraz pojęłam, jak wszechstronnie wyszkoleni są to ludzie. Bo TOPR to nie tylko wspinaczka po skałkach i chodzenie po górach. W Tatrach są jaskinie, w tych jaskiniach jest woda, więc znajdują się śmiałkowie, chcący w tej wodzie nurkować... I potem trzeba ich ratować - pod ziemią, pod wodą, w całkowitej ciemności, w zimnie i bez możliwości zadzwonienia po pomoc czy brakujący sprzęt, bo tam i tak nie ma zasięgu. Kiedy zaczęłam czytać o takich misjach TOPR-u, to właściwie ciągle byłam pod takim wrażeniem, że tej książki się po prostu nie dało odłożyć na półkę. A potem, jak cios obuchem, przychodzi rozdział o wynagrodzeniach ratowników i nie chce się wierzyć, że ci ludzie naprawdę narażają swoje życia dla takich kwot...

1. Maja Lunde - Historia pszczół.
Dawno żadna lektura nie wciągnęła mnie tak bardzo jak Historia pszczół i świetnie rozumiem, dlaczego książka ta stała się bestsellerem. Mamy tu świat, który znamy albo który jesteśmy sobie w stanie łatwo wyobrazić. Mamy dobrze wykreowanych bohaterów, przeżywających zwykłe ludzkie emocje - relacje ojca z dziećmi, rozpacz matki szukającej po szpitalach chorego syna... I mamy trzy - opisane bardzo plastycznym językiem - historie, które wciągają od początku do samego końca. No i, naturalnie, mamy jeszcze te pszczoły - stanowiące fascynujące tło ludzkich dramatów. Książka zmusza do refleksji, czyli spełnia swój cel, bo wymagam tego nawet od lektur czytanych dla rozrywki ;).

2020 już zaczęłam od paru dobrych książek i mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej jeszcze lepszych ;). A co polecicie ze swojej strony? Jakie były Wasze największe odkrycia czytelnicze 2019 roku?
Jeśli chcecie, zapraszam Was dodania mnie na Lubimy Czytać - lubię podglądać, co czytają inni i czerpać z tego inspiracje :).

Prześlij komentarz

0 Komentarze