Advertisement

Main Ad

Kilka godzin w Lecco

Włochy Lecco
Miałam być teraz w Rzymie... Fakt, że jakimś wyjątkowym zbiegiem okoliczności akurat tego lotu mi nie odwołali, ale biorąc pod uwagę obecną korona-sytuację we Włoszech i w Austrii - zrezygnowałam sama. Zamiast więc zwiedzać Włochy, wrócę wspomnieniami do wrześniowego wypadu nad jezioro Como. W sobotę zwiedzałam Varennę i Bellagio, a niedzielę postanowiłam spędzić w pobliskim Lecco. Z Bergamo, gdzie miałam nocleg i lotnisko, na które musiałam zdążyć późnym popołudniem, do Lecco jest jakieś 35 km. Bezpośrednie pociągi kursują regularnie, więc o dojazd nie musiałam się martwić. To liczące sobie niespełna 50 tys. mieszkańców miasto jest pięknie położone (jezioro Como i Alpy dookoła), ma też trochę zabytków - akurat, by było co zwiedzać przez kilka godzin, ale też bez biegania z wywieszonym językiem po mieście, bo nie zdążę wszystkiego zobaczyć! Lecco to był dobry wybór na wrześniową niedzielę :).
Dworzec centralny w Lecco dzieli od centrum miasta jakieś 400 m - akurat kilka minut spacerem. Najpierw skierowałam się do słynnego Palazzo delle Paure (z angielska Palace of Fears) - wybudowanego w 1916 roku i obecnie mieszczącego w sobie centrum wystawowe. Mnie akurat bardziej od galerii sztuki interesowała położona tutaj informacja turystyczna, gdzie dostałam mapkę z opisanymi na niej najważniejszymi zabytkami Lecco. Nie na wszystkie miałam czas, postanowiłam więc skupić się na centrum miasta oraz miejscach położonych na wybrzeżu.
Nad miastem góruje charakterystyczna wieża kościelna, a sam kościół jest oznaczony numerem jeden na dopiero co otrzymanej mapce. Nic chyba dziwnego zatem, że właśnie tam zaczęłam zwiedzanie? ;) Bazylika mniejsza św. Mikołaja (basilica di San Nicolò) powstała w XI wieku i była rozbudowywana i przebudowywana wielokrotnie na przestrzeni wieków, z oryginalnego jej kształtu niewiele zostało. Barokowy wystrój świątynia otrzymała w XVII wieku, neoklasycystyczne elementy - w pierwszej połowie wieku XIX. Status bazyliki kościół otrzymał w 1942 roku. Z dzwonnicy podobno jest świetny widok na miasto i jezioro, ale (pewnie przez COVID) na wieżę nie wpuszczali... Kiedy dotarłam na miejsce, akurat skończyło się nabożeństwo i po całym kościele kręcili się pracownicy, myjący podłogi i dezynfekujący ławki.
Słyszeliście kiedyś o European Cemeteries Route (Szlaku Europejskich Cmentarzy)? To inicjatywa zapoczątkowana przez ASCE (Stowarzyszenie Znaczących Cmentarzy w Europie), mająca na celu zachowanie i promocję dziedzictwa kulturowego w postaci... no właśnie, cmentarzy. Szlak obejmuje takie miejsca jak wiedeński Zentralfriedhof czy sztokholmski Skogskyrkogården, a podczas pobytu w Lecco odkryłam, że na listę trafił też tamtejszy Cimitero Monumentale. No to trzeba było tam zajrzeć - zwłaszcza, że cmentarz położony jest rzut beretem od bazyliki św. Mikołaja. Sporo tu nagrobków z XIX i XX wieku, pięknych rzeźb, neoklasycystycznych i secesyjnych szczegółów. Sam cmentarz nie jest duży, a do tego - niestety - w wielu miejscach zaniedbany, ale i tak warto tu było zajrzeć choć na chwilę.
Po opuszczeniu cmentarza skierowałam się z powrotem do centrum, tym razem trochę inną drogą - chciałam przejść obok znajdujących się przy via Bovara ruin. Kawałki murów to pozostałości fortyfikacji zamku w Lecco, wyburzonego w 1782 roku. Niestety, fragment widoczny na zdjęciu to najlepiej zachowany odcinek - niewiele więcej jest tu do zobaczenia. Może dlatego fortyfikacje nie doczekały się na mapie żółtego koloru, którym zaznaczono zabytki nie do przegapienia ;).
Widząc otwarty kolejny potężny kościół, musiałam zajrzeć i tam - do sanktuarium Matki Boskiej Zwycięskiej (Santuario della Vittoria), którego budowa rozpoczęła się w 1918 roku (ukończono: 1932) w celu upamiętnienia poległych w I wojnie światowej żołnierzy. Nie jest to zatem jakaś wyjątkowo stara - szczególnie jak na Włochy - świątynia, ale ma proste i przyjemne dla oka wnętrze. Podobno dzwon na wieży bije codziennie o 19 ku pamięci poległych - o tym nie miałam okazji się przekonać, bo o tej porze siedziałam już na lotnisku w Bergamo, czekając na lot powrotny do Wiednia...
Potem zrobiłam sobie przerwę w zwiedzaniu kościołów i cmentarzy, zatrzymując się na lunch w jednej z licznych knajpek przy Piazza XX Settembre. Dzień wcześniej jadłam pizzę, to przyszła kolej i na makarony - w końcu będąc we Włoszech, nie mogłam sobie odpuścić takiego jedzenia... :) Po posiłku skierowałam się na wybrzeże jeziora Como, zatrzymując się koło pomnika poległych i diabelskiego młyna. Przyjrzałam się trzymanej w ręku mapce i stwierdziłam, że czas odbić trochę w bok i opuścić centrum Lecco.
Ruszyłam więc wzdłuż rzeki Addy, łączącej tutaj jeziora Como i Garlate. Obowiązkowo musiałam zatrzymać się przy moście Azzone Visconti wybudowanym w latach trzydziestych XIV wieku - to jeden z najważniejszych średniowiecznych zabytków w Lecco. Most ma 131 m długości i 9 m szerokości. Przez długie lata był częścią fortyfikacji miejskich, broniącą drogi do Lecco. 
Głównym celem mojego spaceru było Pescarenico - najlepiej zachowana ze starych dzielnic Lecco. Jej nazwa wzięła się od włoskiego pescare (ryba), bo mieszkańcy położonego nad jeziorem osiedla zajmowali się głównie rybołówstwem. Na wybrzeżu znajdziemy też szkielet dawnej drewnianej łodzi, jaką wyruszali na połów rybacy. Niskie domki wzdłuż wąskich uliczek zostały ładnie poodnawiane, więc spacerując tędy, nie czuło się aż tak tej historii... :)
Największym zabytkiem w Pescarenico jest zbudowany w 1576 roku przez Karola Boromeusza kościół św. Maternusa i św. Łucji (chiesa dei Santi Materno e Lucia). Aż do 1810 roku był to kościół klasztorny przy zakonie kapucynów - wtedy też wszystkie zakony zawiesił Napoleon. Świątynię w latach 1824-34 odrestaurował architekt Giuseppe Bovara. Choć różne renowacje wciąż trwają - podczas mojej wrześniowej wizyty cała dzwonnica stała w rusztowaniach. Najcenniejszym skarbem kościoła jest XVII-wieczny obraz Św. Trójcy autorstwa Cerano.
Mój powrót do centrum Lecco przebiegał już inną drogą, nie szłam wzdłuż rzeki. Chciałam zobaczyć słynną Villę Manzoni, która jednak okazała się zamknięta - a położona jest tak niefortunnie przy skrzyżowaniu ulic, że nawet nie było jej się jak dobrze przyjrzeć zza ogrodzenia. Jednak droga od Villi Manzoni z powrotem na wybrzeże przebiega wzdłuż niewielkiego kanału, a cała ta okolica pełna jest pięknych, kolorowych murali. Jako że sztukę uliczną uwielbiam, stwierdziłam, że te murale to są warte uwagi bardziej niż zamknięte muzeum ;).
Pospacerowałam jeszcze trochę po centrum, po czym minęłam XIX-wieczny ratusz i skierowałam się z powrotem na dworzec. Nadchodził czas, by wracać do Bergamo, a potem - już samolotem - do Wiednia. To był krótki, intensywny weekend, ale jakoś cieszę się, że choć tyle udało się zobaczyć podczas pandemii. I już nie mogę się doczekać kolejnych wypadów do Włoch, gdy to wszystko się uspokoi... ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze