Advertisement

Main Ad

Urodziny pod piramidami

Egipt piramidy blog
To było moje kolejne - po Dolinie Królów - egipskie marzenie do spełnienia: zobaczyć piramidy :). A program wycieczki tak się ułożył, że Kair przypadł akurat na moje 33 urodziny. Nie jestem typem imprezowiczki, która chciałaby spędzić ten dzień na imprezie w gronie znajomych, ja się najlepiej czuję wyjazdowo. Stojąc przed budynkami starszymi ode mnie o kilka tysięcy lat, mogłam się czuć baaardzo młodo, a czy nie o to też chodzi w urodzinach? ;)
Nocowaliśmy w Gizie, więc nie trzeba było się z rana przedzierać przez cały Kair, tylko od razu podjechaliśmy pod piramidy. Oszczędność czasu niemała, bo poprzedniego dnia porządnie lało, a do tego Kair przyzwyczajony nie jest - zalane ulice spowodowały korki, a pustynia... Była taka trochę błotnista ;) Ślizgając się po błocie, można było robić zdjęcia piramid odbijających się w kałużach (jak to powyżej), co sprawiało sporo frajdy - w końcu kałuże na pustyni... Bilet wstępu na teren kompleksu piramid w Gizie kosztował 240 EGP (obecnie to 34,60 zł, ale ostatnimi czasy funt egipski leci na łeb, na szyję), nie obejmował on jednak wejścia do budowli. Dodatkowo można było zapłacić za wstęp do dwóch największych piramid: za piramidę Cheopsa płaciło się 440 EGP (63,50 zł), a za Chefrena - 100 EGP (14,45 zł). Biorąc pod uwagę, że zależało mi tylko na samym doświadczeniu wejścia do piramidy, uznałam, że nie ma co przepłacać, decyduję się na piramidę Chefrena ;).
Kompleks w Gizie obejmuje trzy duże piramidy: Cheopsa, Chefrena (które są dwiema największymi w Egipcie) oraz Mykerinosa, stojącego przy piramidzie Chefrena Sfinksa, a także pomniejsze obiekty takie jak świątynie, mastaby czy mniejsze piramidy. Wielka trójka oraz Sfinks pochodzą z połowy trzeciego tysiąclecia p.n.e., czyli są to zdecydowanie starsze budowle niż to, co mogłam wcześniej oglądać w Dolinie Królów. Wielka Piramida liczyła sobie oryginalnie prawie 147 m, dzisiaj jest o kilka metrów niższa (139 m). Z daleka te rozmiary nie są tak przytłaczające, ale kiedy człowiek stanie u podnóża piramidy, zobaczy wielkość bloków, z których jest zbudowana... No, robi to wrażenie, niezapomniane :). Co ciekawe, patrząc z pewnej odległości wydaje się, że to piramida Chefrena (ta, na której szczycie zachowały się resztki płyt okładzinowych) jest wyższa, choć ma ledwo 136 m - wrażenie bierze się stąd, że zbudowano ją na niewielkim wzgórzu. 
Jak już wspomniałam, zdecydowałam się na wejście do piramidy Chefrena i tu czekała nas dodatkowa niespodzianka... Przez ulewne deszcze w piramidzie padł prąd. Oczywiście, zwiedzać można było i tak, tylko w egipskich ciemnościach ;). Poszłyśmy we trójkę - z koleżanką i jeszcze jedną dziewczyną z wycieczki - za pracownikiem kompleksu, rozświetlając sobie drogę latarkami w komórkach. A trzeba było iść wąskim korytarzem, raz pod górę, raz w dół, często do połowy pochyloną, bo wysokość korytarzy nie była dopasowana do naszego wzrostu ;). Po dłuższym spacerze, który jednak w takich fascynujących warunkach zdawał się trwać tylko chwilę, dotarliśmy do komory grobowej z granitowym sarkofagiem i nazwiskiem badacza piramidy - Belzoni - napisanym na ścianie... Fakt, że telefony nie rozświetlały wszystkiego idealnie, ale ta wszechobecna ciemność była w pewien sposób tak fascynująca, że mega się cieszę, iż miałam okazję zwiedzać piramidę bez prądu :). 
W wielu miejscach czytałam / słyszałam, że odwiedzający kompleks w Gizie przeżywają rozczarowanie, gdy zamiast ciągnącej się wszędzie wokół pustyni, widzą u swoich stóp Kair. A egipska stolica to już metropolia, licząca sobie obecnie ok. 22 miliony mieszkańców i ciągle rosnąca. Nie da się tego miasta ukryć, choćby nie wiem co ;). Może dlatego, że wiedziałam, czego się spodziewać, ciągnący się za piramidami Kair w ogóle mnie nie ruszył. Wręcz przeciwnie, myślałam, że będzie dużo gorzej. A zdjęcia można robić z tylu różnych perspektyw, by zabudowa miejska się nie załapała, że naprawdę nie sądzę, by było na co narzekać...
Teren kompleksu w Gizie jest całkiem spory, obejmuje ponad 16.000 hektarów. Dlatego wycieczki takie jak nasza, mające ograniczony czas, korzystają z położonych na tym terenie parkingów, zabierając turystów do najważniejszych atrakcji. I tak najpierw spędziliśmy trochę czasu przy samych piramidach, korzystając z okazji, by wejść do środka, potem podjechaliśmy na punkt widokowy, z którego widać było trzy piramidy i Kair w tle. A na koniec autokar zatrzymał się przy lokalnym bazarze, obok którego wznosił się ostatni punkt programu: Sfinks :).
No i tu przeżyłam pierwsze zaskoczenie - naprawdę myślałam, że Sfinks jest większy! Tymczasem ludzie zazwyczaj tak kadrują te zdjęcia, by postać dobrze się prezentowała na tle piramid - i nie widać wtedy, o ile są one od niego większe. Tymczasem Wielki Sfinks z twarzą faraona Chefrena liczy sobie 73 m, czyli jest prawie 2x niższy od piramid. Rzeźbę wykuto w wapieniu i, jak to ujął przewodnik, nie wiadomo na pewno, dlaczego ma uszkodzoną twarz, ale nie ma co wierzyć ani w to, że to wina wojsk napoleońskich, ani w wersję rodem z Asterixa i Obelixa... ;) 
W wielu miejscach na terenie kompleksu można było napotkać wielbłądy przygotowane do jazdy i, niestety, niektórzy turyści korzystali z tej oferty. O ile dobrze pamiętam, taka przyjemność kosztowała ok. 25$ za kilkudziesięciominutową przejażdżkę, ale patrząc na to, jak traktowano te zwierzęta (facet zdzielił kijem leżącego wielbłąda, ot tak, bez powodu, przechodząc...), nie mogłabym się na to zdecydować. Na szczęście większość naszej wycieczki myślała podobnie i tylko niektórzy decydowali się na (widać mniej płatne) zdjęcie na wielbłądzie na tle piramid.
Wizyta w Gizie była dla mnie niezapomnianym przeżyciem i spełnieniem marzenia, które siedziało we mnie od wielu, wielu lat. To, że udało mi się to marzenie spełnić akurat w dzień swoich urodzin okazało się fajnym dopełnieniem i wciąż uśmiecham się do wspomnień, przygotowując ten wpis. To był bardzo męczący dzień, bo porannym zwiedzaniu kompleksu przenieśliśmy się jeszcze do Kairu, odwiedziliśmy Muzeum Egipskie, a po południu jechaliśmy ładnych parę godzin do Hurghady... Ale warto, zdecydowanie warto :).

Prześlij komentarz

0 Komentarze