Advertisement

Main Ad

Mariazell im Wienerwald, czyli zamkowe ruiny i kościoły

Początkowo zaplanowałam wypad w oparciu o atrakcje darmowe z Kartą Dolnej Austrii - zamek Araburg, a potem, już w drodze powrotnej, jeszcze klasztor Heiligenkreuz. Nie miałam jednak pojęcia, że ruiny zamkowe znajdują się na terenie zwanym Mariazell im Wienerwald, gdzie atrakcji nie brakuje. Oczywiście, jeśli ktoś (tak jak ja) uważa historyczne kościoły za atrakcje ;). Całość wzięła nazwę od bazyliki Klein-Mariazell, którą mijaliśmy, jadąc do zamku, ale nie przyszło mi do głowy, by tam się zatrzymywać. Ale potem natrafiłam na tablicę z mapką i opisanymi miejscówkami... i już wiedziałam, że nie ograniczymy się tutaj tylko do ruin zamkowych ;).
Pierwszy postój urządziliśmy sobie w wiosce Kaumberg, nad którą wznosił się pochodzący z przełomu XIV i XV wieku kościół św. Michała. Najprawdopodobniej wcześniej stał tutaj kościół warowny, którego pozostałości wykorzystano do budowy wieży - pierwsze wzmianki o świątyni w Kaumberg pochodzą bowiem jeszcze z XII wieku. Kościół ma za sobą trudne czasy - najazd turecki, zmiana wyznania na protestanckie, II wojna światowa... O ile sam budynek odnowiono w dawnym stylu, to jego wnętrze pochodzi już z drugiej połowy XX wieku - na tablicy informacyjnej znajdziemy zdjęcia z poprzednim, barokowym wystrojem jeszcze sprzed wojen światowych. Robił wtedy zdecydowanie większe wrażenie... ;)
Parę minut jazdy i już stanęliśmy pod miejscem docelowym naszego wypadu. A raczej pod wzgórzem, na które najpierw trzeba było wejść, by znaleźć się w miejscu docelowym ;). Podejście do ruin zamkowych jest dość strome (jeśli iść ścieżką na skróty), ale na szczęście dość krótkie i po kilkunastu minutach spaceru znaleźliśmy się u stóp zamku. Dobrze, że parking znajduje się dość wysoko, bo zbudowany na wysokości ok. 800 m n.p.m. Araburg to podobno najwyżej położony zamek Dolnej Austrii ;).
Budowa zamku rozpoczęła się w drugiej połowie XII wieku i na przestrzeni wieków był on systematycznie rozbudowywany. Aż do najazdu tureckiego z 1683 roku Araburg wielokrotnie zmieniał właścicieli i stanowił schronienie dla mieszkańców okolicznych wiosek w przypadku wojny - Turcy jednak zdobyli i zniszczyli twierdzę. Popadała ona potem w ruinę, kolejne zniszczenia przyniosła tu II wojna światowa i dopiero w latach sześćdziesiątych minionego wieku podjęto decyzję o renowacji. Twierdzy nie odbudowano całkowicie, ale zabezpieczono na tyle, by dało się zwiedzać ruiny i zajrzeć do niektórych pomieszczeń i wież.
Bilet wstępu na teren ruin kosztuje 5 €, a z Kartą Dolnej Austrii można tu wejść za darmo - po prostu skanując kartę na bramkach tak jak zwykły bilet. Dla zainteresowanych w każdą sobotę o 14 odbywa się oprowadzanie z przewodnikiem - bilet kosztuje 10 € (wstęp do zamku w cenie) lub 6 € dla posiadaczy wspomnianej karty. My zwiedzaliśmy na własną rękę i byliśmy na terenie Araburga prawie sami, czasem mijaliśmy pojedyncze osoby. Generalnie teren zamkowy nie jest duży, nie spędzi się tu więcej niż godzinę, nawet zaglądając do pomieszczeń - udostępniono częściowo zrekonstruowaną kaplicę, w sąsiednich pomieszczeniach zrobiono zaś mini-wystawę, taką trochę o wszystkim i o niczym związanym ze średniowieczem ;).
Warto jeszcze wejść po schodach na wieżę widokową, skąd rozciąga się widok na całą okolicę - dużo wzgórz i zieleni. A podczas naszej wizyty, niestety, także i hałasu, bo przy wieży trwały jakieś prace renowacyjne, ale no - najwidoczniej potrzebne ;). Po zejściu z wieży skierowaliśmy się już z powrotem na parking, znów ścieżką przez las i ruszyliśmy w drogę powrotną do Wiednia. Tym razem planując się zatrzymać przy wybranych kościołach ;).
A na pierwszy ogień poszła bazylika, od której nazwę wziął cały ten obszar, czyli Klein-Mariazell. Klasztor benedyktynów w Klein-Mariazell został założony jeszcze w 1136 roku, a oryginalny kościół był romańską rotundą. Potem na jej fundamentach zbudowano potężniejszą świątynię, który konsekrowano w 1256 roku. Za przebudowę kościoła w barokowym stylu odpowiadał ostatni opat klasztoru Jakob Pach, ale benedyktyni nie nacieszyli się nowym budynkiem, bo klasztor został zamknięty w latach osiemdziesiątych XVIII wieku na rozkaz cesarza Józefa II (zresztą odpowiadał on za masowe zamknięcia klasztorów w Austrii w tamtym okresie, Klein-Mariazell nie było tu wyjątkiem). Sama świątynia na szczęście się zachowała, choć wymagała gruntownego remontu pod koniec XX wieku. Kolejne lata zaś przyniosły ponowny wzrost znaczenia kościoła, który w 2007 roku doczekał się nawet nadania mu statusu bazyliki mniejszej.
Po wejściu do kościoła natychmiast zwróciłam uwagę na piękne malowidła maryjne autorstwa Johanna Baptista Wenzela Bergla z lat 1764-65. Zachwyca też barokowa obudowa organów, choć sam instrument to już nowa rzecz, licząca sobie niespełna trzydzieści lat. Ołtarz główny zbudowano w 1720 roku dla kościoła karmelitów w Wiener Neustadt i przeniesiono do Klein-Mariazell niespełna sześćdziesiąt lat później, po zamknięciu tamtego klasztoru. Klasztor benedyktyński przetrwał kolegów ledwo o cztery lata... Bazylika w Klein-Mariazell to ładna, barokowa ciekawostka, do której warto zajrzeć, będąc w okolicy :).
Na sam koniec zostawiłam sobie kościół pielgrzymkowy p.w. Wniebowzięcia NMP w Hafnerbergu. W 1716 roku postawiono tu kapliczkę z cudownym obrazem, który szybko zaczął przyciągać tylu pielgrzymów, że sama kaplica przestała wystarczać. Opat z Klein-Mariazell zezwolił więc na budowę regularnego kościoła, który ukończono w stylu barokowym w latach osiemdziesiątych XVIII wieku. Jedną z największych perełek w świątyni jest fresk przedstawiający Wniebowzięcie autorstwa Josefa Ignaza Mildorfera. Właściwie cały wystrój wnętrza zachował się z tamtych czasów i barokowe zdobienia natychmiast przyciągają wzrok :). W Hafnerbergu można jeszcze za dodatkową opłatą zwiedzać kościelny skarbiec, ale to już sobie odpuściłam. Niestety, i z samego kościoła nie zachowało mi się tyle zdjęć, ile zrobiłam, bo mój niewspółpracujący ostatnimi czasy aparat postanowił zepsuć kilka ostatnich... Ale mam nadzieję, że choć poniższe ujęcia pozwolą Wam się przekonać, że i Hafnerberg warto kiedyś odwiedzić... ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze