Advertisement

Main Ad

Dimitrie Gusti, czyli Muzeum Wsi Rumuńskiej

Bukareszt skansen
Gdy już zeszłam wzdłuż i wszech stare miasto w Bukareszcie, a wciąż został mi ostatni dzień w rumuńskiej stolicy, wyciągnęłam otrzymaną w informacji turystycznej mapkę i rozpoczęłam planowanie. Tym razem skierowałam się do północnej części miasta, gdzie było parę miejsc, które koniecznie chciałam zobaczyć - choćby tylko z zewnątrz: Plac Rewolucji z Ateneum (do niego akurat chciałam wejść, ale kręcili jakiś film i budowla była zamknięta dla turystów), Łuk Triumfalny, pałac Ceauşescu, Dom Wolnej Prasy... No i skansen! Oficjalnie to Narodowe Muzeum Wsi im. Dimitrie Gusti - od nazwiska socjologa, którego pomysłem było utworzenie skansenu. Uwielbiam takie miejsca, więc spacer po skansenie uznałam za idealne zakończenie mojego długiego weekendu w Bukareszcie :).
Skansen jest częścią parku króla Michała I i ładnych parę minut zajęło mi szukanie wejścia, bo akurat brama od strony parku okazała się zamknięta :). Główne wejście znajduje się od strony bulwaru króla Michała I, kilka minut spacerem od ronda z Łukiem Triumfalnym. Bilet wstępu kosztował 30 lei (27,55 zł), a w słoneczną sierpniową niedzielę ludzi tu było całkiem sporo i nieraz musiałam się czaić przez dłuższą chwilę, by złapać ujęcie bez innych turystów ;).
Bukaresztański skansen został oficjalnie otwarty w maju 1936 roku - Rumunia na początku XX wieku była krajem w dużym mierze rolniczym i utworzenie takiego muzeum w stolicy miało podkreślić znaczenie rumuńskiej wsi. Do Bukaresztu przenoszono budowle z całego kraju - oczywiście w częściach, by następnie ponownie złożyć je w całość. Najstarszy zabytek w skansenie pochodził wtedy z XVII wieku, najnowsze to już wiek XX. Niestety, Muzeum Wsi nie zachowało się do dziś w idealnym stanie - najpierw niszczący wpływ miała II wojna światowa, a potem dwa pożary na przełomie XX i XXI wieku. Naturalnie prowadzono potem prace renowacyjne, a także sprowadzano do skansenu nowe budynki, powiększając jego obszar do 3,5 hektara. 
Kiedy czytałam opinie odwiedzających oraz wpisy blogowe poświęcone skansenowi, często widziałam jeden komentarz: muzeum fajne, ale... nie można zaglądać do środka budowli. Nie zaprzeczę, że jest to niemały minus, bo jednak atrakcją takich miejsc jest nie tylko zobaczenie samych budynków, ale także sprzętów codziennego użytku i generalnie wystroju wnętrza. Tymczasem tutaj mogłam tylko zajrzeć przez brudne okna do pomieszczeń, które nie zawsze nawet były odtworzone - czasem w środku hulał tylko wiatr. A i to w tych przypadkach, gdy w ogóle można było podejść do okna, bo niektóre budynki były ogrodzone... Na szczęście okazało się, że tak wygląda tylko część skansenu! Duża, fakt, ale było jednak całkiem sporo budowli pięknie odtworzonych i w środku, do których można było normalnie wejść. Naturalnie takie zwiedzanie podobało mi się dużo bardziej ;).
Oczywiście Muzeum Wsi to nie tylko domy zbudowane na przestrzeni wieków - to także całe zagrody rolnicze, młyny, cerkwie, łącznie prawie 350 budowli. Do tego odtworzono lub przeniesiono z oryginalnych miejsc ok. 50.000 przedmiotów codziennego użytku - nie tylko sprzętu domowego, ale też narzędzi pracy. Przed większością budynków znajdziemy tablice informacyjne po rumuńsku i angielsku, a na nich - poza informacjami o architekturze danego regionu i ciekawostkami związanymi z budynkiem - również zdjęcia wnętrza czy rozkład pomieszczeń, co jest szczególnie przydatne przy tych domostwach, do których akurat zajrzeć nie można.
Niestety, nie udostępniono żadnej świątyni - kościoły można było oglądać tylko z zewnątrz, co mnie akurat szczególnie bolało, bo lubię zwiedzać stare świątynie ;). W bukaresztańskim skansenie mogłam się co najwyżej odbić od zamkniętych drzwi, bo nawet przez okna nie dało się nic zobaczyć. Ciekawostką było za to kilka nagrobków jak z tzw. wesołego cmentarza w miejscowości Săpânța. Charakterystyczne drewniane tablice nagrobne przyciągają pod granicę z Ukrainą tysiące turystów - ja sama nie miałam jeszcze okazji tam zawitać, więc możliwość zobaczenia przykładowego nagrobka przy muzealnym kościele była niemałą atrakcją :).
Warto wspomnieć, że w bukaresztańskim skansenie skupiono się nie tylko na tradycyjnych domostwach rumuńskich, ale starano się zaprezentować również, jak wyglądały domy różnych mniejszości - zobaczymy tu więc m.in. chatę żydowską. Niektóre budynki odmalowano i to był chyba największy błąd, bo odnowione często wyglądają po prostu tandetnie i daleko im do oryginałów widocznych na zdjęciach na tablicach informacyjnych... 
Choć ja akurat na nic takiego nie trafiłam, to w Muzeum Wsi Rumuńskiej - jak i w wielu innych skansenach na całym świecie - organizowane są różne wydarzenia i festyny. Można wtedy zobaczyć ludzi przebranych w stroje ludowe demonstrujących, jak wyglądało rzemiosło przed laty, są wystawy fotografii... Jakby nie patrzeć, zadaniem muzeum jest zachowanie dziedzictwa ludowego i zapoznanie z nim społeczeństwa. Kalendarz takich wydarzeń znajdziecie na stronie skansenu - niestety, głównie po rumuńsku.
Czy warto? Jeśli macie kilka wolnych godzin, a pogoda dopisuje, to zdecydowanie tak. Ta pogoda to dość istotny czynnik, bo jednak większość czasu spędza się tu na świeżym powietrzu - dla mnie (a ja lubię, jak jest gorąco) to taki kilkugodzinny spacer z plecakiem przy 30-paru stopniach był momentami wyzwaniem ;). Z drugiej strony zawsze można było usiąść na ławeczce i pogłaskać jednego z kotów, których tutaj jest pełno. Na niewielkich straganach można kupić przekąski i pamiątki, a w samym parku - jednak poza obszarem skansenu - jest też sporo knajpek, więc bez problemu można coś zjeść lub wypić w okolicy. I przy okazji zobaczyć, że Bukareszt to coś więcej niż tylko najczęściej odwiedzane przez turystów stare miasto i Parlament... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze