Advertisement

Main Ad

Amfiteatr w El Jem

Tunezja amfiteatr w El Jem
Dla uwielbiającej wszelakie ruiny i starożytne zabytki Gabi rzymski amfiteatr w El Jem jawił się jako najciekawsza atrakcja turystyczna Tunezji. No, może obok pozostałości dawnej Kartaginy ;). El Jem to współcześnie niewielkie miasteczko, liczące sobie ledwo ok. 20.000 mieszkańców i gdyby nie ten amfiteatr, to ciężko byłoby sobie wyobrazić jego dawną potęgę. A zwłaszcza w II i III wieku miasto - znane wtedy jako Thysdrus - było dużo większe, to drugi największy rzymski ośrodek (po Kartaginie) w Afryce Północnej. Bo choć oryginalnie Thysdrus było punicką wioską, podlegającą Kartaginie, to po wojnach punickich cesarstwo zadbało o rozwój tych okolic - duży wpływ miały tutaj produkcja i eksport oliwy. Oczywiście amfiteatr nie jest jedyną pozostałością tamtych czasów, wykopaliska archeologiczne odsłoniły też trochę innych ruin, ale żadne nie mogą konkurować z teatrem - także nasza wycieczka skupiła się jedynie na tym zabytku, po zwiedzaniu wyruszając w dalszą drogę do Soussy.
Spod znaku I ❤ El Jem, niedaleko którego zaparkowaliśmy, trzeba jeszcze obejść z pół amfiteatru, by dotrzeć do wejścia. Nie stanowi to problemu, bo dzięki temu można zobaczyć budowlę z różnych stron, a do tego idzie się wzdłuż ciągnących się dookoła arkad. A pod nimi znajdziemy kawiarenki, gdzie można spróbować bardzo dobrego soku ze świeżych pomarańczy, oraz liczne sklepiki z pamiątkami. I sprzedawcy nie byli tak nachalni, jak to się często zdarza na arabskich straganach ;). Przed wejściem na teren amfiteatru znajduje się budka z biletami - wstęp w 2023 roku wynosił 12 dinarów (15,45 zł) - za którą trzeba jeszcze przejść przez kontrolę bezpieczeństwa. Tunezja, podobnie jak Egipt, ma złe doświadczenia z atakami terrorystycznymi w miejscach turystycznych, więc teraz przy popularniejszych atrakcjach przechodzi się przez bramki i skanuje bagaże, tak jak na lotniskach.
Po wejściu na teren amfiteatru można zwiedzać wszystko tak, jak się chce - większość zabytku jest udostępniona odwiedzającym. Nasza grupa jeszcze przez chwilę posłuchała przewodniczki, a po krótkim wprowadzeniu do historii El Jem mieliśmy godzinę czasu wolnego na eksplorację ;). I powiem, że taka godzina to faktycznie minimum - budynek jest olbrzymi, zakamarków sporo, a przecież chce się jeszcze poczytać tablice informacyjne, porobić zdjęcia... Amfiteatr mógł pomieścić około 35.000 widzów, co czyni go drugim największym na świecie zachowanym do dziś rzymskim teatrem - naturalnie po Koloseum. Kompleks zajmuje powierzchnię 1.37 ha, więc naprawdę jest tu gdzie spacerować :).
Ale może na start jeszcze trochę historii - nie tylko El Jem, ale i samego amfiteatru ;). Za datę powstania uważa się okolice roku 238, za panowania namiestnika Afryki Prokonsularnej Gordiana I, który w tym także roku został rzymskim cesarzem... i popełnił samobójstwo. Na szczęście budowlę już ukończono lub też była na ukończeniu, więc zmiany władzy nie wpłynęły już na prace i amfiteatr mógł pełnić swoją funkcję - odbywały się tu głównie walki gladiatorów i wyścigi rydwanów. W późniejszych latach budynek służył też za schronienie dla obrońców miasta przed atakami Wandalów i Arabów, magazyn, targ czy miejsce ważnych wydarzeń. W 1979 roku amfiteatr wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Byłam trochę ponad dekadę temu w Koloseum, w zimie, czyli poza sezonem, a i tak pamiętam tłumy odwiedzających. Dlatego te pustki w El Jem wydawały mi się wręcz nie z tego świata. Poza naszą grupą było tu może tylko kilku innych turystów, a i my szybko się rozproszyliśmy po różnych częściach amfiteatru, wywołując wrażenie, że prawie nikogo tu nie ma. A takie poczucie, że ma się taką atrakcję niemal tylko dla siebie, to naprawdę fajna rzecz... :)
Amfiteatr zasłynął także w popkulturze - chyba najbardziej spotem reklamowym Nike pt. Good vs Evil, kręconym tutaj przy udziale takich gwiazd piłkarskich jak Ronaldo czy Luis Figo. Załapał się też podobno w Żywocie Briana. Nasza przewodniczka, powtarzając za niektórymi internetowymi źródłami, zachwycała się też tym, że kręcono tu słynnego Gladiatora, ale... Żadna większa strona internetowa nie potwierdza tych informacji, a wiele za to dementuje te rewelacje, udowadniając, że wspomniane sceny to kręcono akurat na Malcie. Skąd się więc wzięła plotka o udziale El Jem w Gladiatorze, nie wiem, ale nieźle mi zazgrzytało, że takie opowieści można było usłyszeć od polskiej przewodniczki po kraju, która powinna jednak weryfikować informacje przed przekazaniem ich turystom.
Ale bądźmy szczerzy, nie przyjechałam tu przecież dla Russella Crowe ;). Ciągnęła mnie historia, możliwość zajrzenia do różnych korytarzy, pod arenę, spojrzenia na amfiteatr z górnych poziomów - wszystko to można robić na własną rękę w El Jem. Myślę też, że nie trzeba być miłośnikiem historii starożytnej, by zafascynować się amfiteatrem - monumentalność budowli musi robić wrażenie na odwiedzających. Nieczęsto mi się zdarza, że jadę zobaczyć jakieś miejsce z ogromnymi oczekiwaniami i wracam z poczuciem, że zostały one kompletnie zaspokojone. Amfiteatr w El Jem pozostawił jednak we mnie dokładnie takie wrażenie, to tunezyjski punkt obowiązkowy bez dwóch zdań :).

Prześlij komentarz

0 Komentarze