Jako że historią interesuję się niemal od zawsze, położona jakieś 40 km na północ od Tirany Kruja była dla mnie punktem obowiązkowym podczas wyjazdu do Albanii. To tu znajdowała się główna twierdza Skanderbega, albańskiego bohatera narodowego, którego imię nosi główny plac stolicy i którego herb - czarnego orła o dwóch głowach - dziś możemy oglądać na krajowej fladze. Ponadto Kruję uważa się za dawną stolicę Albanii, choć ówcześnie (a mówimy tu o średniowieczu - przełomie XII i XIII wieku) było to jeszcze królestwo Arberii. Za główne atrakcje tego miasta uchodzą dziś zamek z muzeum Skanderbega oraz... bazar ;). Zwiedzanie raczej na kilka godzin niż na cały dzień, wciąż jednak ciekawiło mnie na tyle, że jeden z albańskich dni postanowiłam poświęcić właśnie Kruji.
Wizytę w Kruji zaczynam od starego bazaru, ciągnącego się od punktu widokowego aż po zamek z muzeum. Większość anglojęzycznych źródeł sugeruje, że targ liczy sobie ok. 400 lat i jest jednym z najstarszych, jeśli nie najstarszy, w całej Albanii. Albańskojęzyczna Wikipedia twierdzi, że bazar funkcjonował już w XV wieku, za czasów samego Skanderbega... Jakkolwiek by nie było, jest to miejsce z długą historią, współcześnie przyciągające sporo turystów. Ja na szczęście byłam tu w kwietniowy poniedziałek - ani to sezon, ani weekend, więc ludzi dużo nie było i mogłam na spokojnie pospacerować między straganami :).
Co znajdziemy na starym bazarze w Kruji? Przede wszystkim mnóstwo rękodzieła oraz tradycyjnych pamiątek. Jeśli podczas albańskiej objazdówki macie w planach też wizytę w Kruji, to zakupy pamiątkowe zostawcie właśnie na to miasteczko. Ani w bardzo turystycznym nadmorskim Durrës ani w samej stolicy nie widziałam takiego wyboru magnesów i innych drobiazgów co tutaj. Do tego ceny też mocno konkurencyjne (np. magnesy za 1-1,50 €), a płatność akceptowana zarówno w lekach, jak i w euro (często odnosiłam wrażenie, że ta druga waluta jest nawet chętniej przyjmowana). No i jak to na bazarze, zawsze można się trochę potargować, a i przejść wzdłuż straganów ciężko bez ale zatrzymaj się, popatrz, wejdź choć na chwilę, nie musisz nic kupować, podejdź pooglądaj! ;)
Nad starym bazarem góruje wysoki minaret meczetu Murada Beja, zwanego też po prostu meczetem bazarowym (Xhamia e Pazarit). Wstęp tutaj jest darmowy, więc oczywiście musiałam zajrzeć do środka - do meczetu prowadzą wąskie schodki pomiędzy straganami bazaru i miałam wrażenie, że większość turystów kompletnie je pomija, bo świątynię zwiedzałam w samotności. Meczet jest miejscowym zabytkiem, zbudowany został jeszcze w 1533 roku i udało mu się w dobrym stanie przetrwać komunistyczną dyktaturę.
Po zajrzeniu na bazar i do meczetu przyszedł czas na najważniejszy zabytek w Kruji, czyli miejscową fortecę. Pierwsza twierdza powstała tutaj jeszcze na przełomie epoki starożytnej i średniowiecznej, choć z tego zamku z V/VI wieku niewiele dziś zostało. Współcześnie możemy zwiedzać pozostałości średniowiecznego zamku po przebudowach z czasów osmańskich. Twierdza miała nawet przez jakiś czas miano niezdobytej, bo za panowania Skanderbega kilkukrotnie odparła tureckie oblężenia. A pośrodku historycznych ruin znajdziemy dużo bardziej nowoczesne muzeum.
Wstęp do Muzeum Skanderbega kosztuje 500 leków (21,75 zł), a informacja przy wejściu wskazuje, że budynek jest otwarty od wtorku do niedzieli w godzinach 9-17... No i super, ale ja tu byłam w poniedziałek, gdy teoretycznie miało być zamknięte, tymczasem muzeum było normalnie otwarte. Kto zrozumie Albanię... ;) Muzeum poświęcone największemu albańskiemu bohaterowi zbudowano na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, a jedną z architektów odpowiedzialnych za projekt budynku była Pranvera Hoxha, córka samego dyktatora. Warto wiedzieć, że na sam teren zamku wstęp jest darmowy, płatne są dopiero muzea (obok tego Skanderbega w fortecy urządzono jeszcze Muzeum Etnograficzne, to jednak mnie nie ciągnęło).
Wchodzących do muzeum na start wita ogromny posąg przedstawiający samego Skanderbega oraz wojowników. A i potem nie brakuje ciekawostek - wewnątrz znajdziemy sporo malowideł i rzeźb zrobionych specjalnie na potrzeby muzeum, by lepiej przedstawić historię. Oczywiście, przedmioty historyczne - zarówno oryginały, jak i rekonstrukcje - też się tu znajdą. Można wręcz odnieść wrażenie, że Skanderbeg (a właściwie Gjergj Kastrioti, bo tak brzmiało jego prawdziwe imię i nazwisko) jest tu niemal czczony, a sceny jego militarnych sukcesów z XV wieku naprawdę potrafią zachwycić. Moim zdaniem warto zajrzeć do tego muzeum, by lepiej zrozumieć historię Albanii i poznać bohatera, którego nazwisko będzie się w tym kraju często obijało nam o uszy - na szczęście wszystkie informacje w środku są dostępne także po angielsku.
W muzeum urządzono też taras widokowy, zapewniający piękne widoki - zarówno na pozostałości samej twierdzy, jak i na centrum Kruji wraz ze starym bazarem, aż po otaczające miejscowość góry. Kruja jest naprawdę fajnie położona - mam wrażenie, że internet za bardzo skupia się na jej (dość ograniczonych, jakby nie patrzeć ;) ) zabytkach, zapominając o zachwycaniu się górami dookoła. Z dołu całkiem dobrze widoczne były też wieże nadawcze wskazujące miejsce, w którym miało zakończyć się moje zwiedzanie Kruji.
Gdy w muzeum zobaczyłam już wszystko, co mnie interesowało, postanowiłam jeszcze połazić po terenie fortecy, ignorując pana zachęcającego, bym wstąpiła do urządzonej wśród ruin restauracji ;). I muszę dodać, że bardzo cieszyłam się, że przyjechałam tu w adidasach, bo nie wyobrażam sobie chodzenia tutaj w sandałach czy innych butach na gładkiej podeszwie. Chodniki i kamienie są masakrycznie wyślizgane, więc chodząc ścieżkami w górę i w dół, czułam się czasem jak na ślizgawce - warto wziąć to pod uwagę, wybierając się na zamek w Kruji. Za budynkiem muzeum wznosi się średniowieczna wieża obserwacyjna, zachowana jednak w bardzo słabym stanie i otoczona rusztowaniami - tutaj na górę już nie wejdziemy.
Po skończonym zwiedzaniu centrum Kruji wsiadłam do busa, który drogą pełną serpentyn wiózł mnie wyżej i wyżej, aż pod wspomniane wcześniej wieżyczki, skąd rozpościerał się widok zarówno na miasto, jak i całą jego okolicę. Nie zaprzeczę, że sama nie chciałabym prowadzić auta po takiej drodze... ;) Warto jednak Kruję zobaczyć zarówno z dołu, jak i z góry, zwłaszcza że na szczycie znajduje się jeszcze jedna ciekawostka turystyczna - poza samym punktem widokowym, naturalnie.
Z punktu widokowego można zejść schodami w dół do jaskini, w której znajduje się kapliczka Sari Salltik. Salltik był XIII-wiecznym tureckim derwiszem, uznawanym za świętego przez bektaszytów (ten odłam islamu wyznaje prawie 5% Albańczyków). Uważa się, że jego ciało zostało pochowane w 7 różnych miejscach, a Kruja jest jednym z nich. Obok kapliczki i grobowca znajduje się też niewielki plac, na którym składane są ofiary - warto mieć to na uwadze, schodząc po schodach, bo w ofierze składa się zazwyczaj zwierzęta. Jak zwiedzałam kapliczkę, właśnie przygotowano koguta, więc placyk minęłam szybkim krokiem, ale kilkoro turystów zatrzymało się z ciekawością... chyba nie rozumiem potrzeby oglądania tego, ale cóż. Jeśli jesteście wrażliwi na takie widoki, warto upewnić się od osób wychodzących z kapliczki, czy nic się nie dzieje na dole - ja na szczęście zdążyłam się stamtąd ulotnić na czas. Zdecydowanie wolę widok ze skał na okolicę niż to, co się działo obok jaskini...
0 Komentarze