Podczas urodzinowego weekendu M., który spędzaliśmy na Malcie, szukałam jakiejś fajnej atrakcji na prezent - jakby nie patrzeć zwiedzanie Valletty to była bardziej moja niż jego rozrywka ;). Chodziły mi po głowie jakiejś rejsy statkiem o zachodzie słońca z kolacją, ale choć spodziewałam się, że takie atrakcje powinny być popularne, to nic takiego w Valletcie nie znalazłam. Mam na myśli oferty zorganizowane, bo wiadomo, że jak się rzuci pieniądzem, to pewnie prywatna łódkę się zawsze wynajmie ;). Szukając innych opcji, wciąż krążyłam wokół tematu łódkowego, w końcu co przyjemniejszego niż schłodzenie się w morzu w upalny dzień? W końcu mój wybór padł na łączony rejs na Blue Lagoon i Comino, z przerwami na snorkeling i otwartym barem na pokładzie (z wyłączeniem mocnych alkoholi) - i myślę, że był to całkiem trafiony pomysł :).
Rejsów na Błękitną Lagunę w sezonie znajdziecie mnóstwo, jednak większość z nich wyrusza z okolic Zatoki Św. Pawła (St. Paul's Bay), a nas to nieszczególnie urządzało. Nocowaliśmy w Valletcie i chcieliśmy ruszyć albo ze stolicy albo z pobliskiej Sliemy, no i tu wybór był już trochę bardziej ograniczony. Zdecydowałam się na rejs tradycyjnym tureckim żaglowcem gulet, a oferta obejmowała również odbiór i powrót do wybranego punktu w Valletcie, zaledwie 5 minut spacerem od naszego hotelu. Całość (transfer, rejs z lunchem, przekąskami i open barem) kosztowała 75 € za osobę - jasne, że da się taniej, ale przy urodzinowym świętowaniu chciałam mieć wszystko ogarnięte ;). Okazało się, że bus z Valletty odbierał ledwo nas i inną parę, więc do portu w Sliemie dotarliśmy na kilkadziesiąt minut przed odpłynięciem statku - osoby wykupujące wycieczkę na miejscu, musiały dotrzeć do portu na własną rękę, no ale Sliema nie jest duża. Taki wczesny przyjazd był nam bardzo na rękę, bo mogliśmy wybrać sobie najlepsze miejsca na pokładzie... przynajmniej tak myśleliśmy, dopóki potem obok nie dosiadła się grupa ultra hałaśliwych Włochów ;).
Statek ruszył wzdłuż wybrzeża Malty w kierunku wysepki Comino, a my przyglądaliśmy się krajobrazom, słuchając komentarzy kapitana na temat mijanych miejsc i popijając... głównie wodę i colę, bo przecież nie było jeszcze południa, a my mieliśmy w planach pływanie ;). Gdy statek dobił do wybrzeża przy Blue Lagoon, pasażerowie podzielili się na dwie grupy - część została na pokładzie, skacząc z niego do wody, pozostali mogli zejść na brzeg. A żeby zejść na brzeg w Błękitnej Lagunie, trzeba mieć specjalną wejściówkę, wprowadzoną wiosną tego roku, by ograniczyć ilość turystów w tym popularnym miejscu. Wejściówki są darmowe, wymagają jedynie wcześniejszej rezerwacji online (tutaj) na jeden z przedziałów czasowych: poranny (8:00-13:30), popołudniowy (13:30-17:30) lub wieczorny (17:30-22:00). Pasażerowie schodzący z pokładu pokazują obsłudze kod QR, po zeskanowaniu którego dostaje się opaski na rękę, no i można przebywać na plaży w wyznaczonym czasie. No to poszliśmy na plażę!
Błękitna Laguna - jedna z najpopularniejszych maltańskich miejscówek - to niewielki akwen pomiędzy wyspami Comino i Cominotto. Do samego Cominotto nie podpływaliśmy, choć była możliwość wykupienia krótkich wycieczek motorówką, by przyjrzeć się bliżej tamtejszym jaskiniom. Zdecydowanie popularniejsze są plaże na Comino, tutaj też rozstawiono liczne budki z napojami i przekąskami. Największym wzięciem cieszą się tutaj drinki w ananasie - różne koktajle, zarówno alkoholowe, jak i bez, do wyboru - w cenie 10 € za sztukę. Ewentualne późniejsze dolewki, już bez kolejnego ananasa, kosztują tylko 5 €. Niewątpliwie, jest to fajna ciekawostka ;). Swoją drogą, u nas na statku też można było kupić takiego drinka w tej samej cenie i tam jeszcze dorzucali oddzielnie ananasa do jedzenia, w końcu coś trzeba zrobić z wydłubanym wnętrzem... Zatem zanurzyliśmy się w orzeźwiającej wodzie przy plaży, wypiliśmy po koktajlu i skierowaliśmy się z powrotem na statek.
Nie znaczy to jednak, że tak szybko kończył się nasz pobyt na Blue Lagoon. Po prostu plaże były mocno zatłoczone, a woda w ich okolicy - choć przybierająca piękne odcienie niebieskiego - dość płytka. Ze statku mogliśmy wskoczyć do nieco głębszej wody i w spokoju popływać. Za ledwo 5 € można było wypożyczyć na pokładzie sprzęt do snorkelingu, a załoga wrzucała do wody pokarm, by przyciągnąć ławice rybek - bardzo fajne doświadczenie, zwłaszcza że i morze było tu bardzo spokojne. O wyznaczonej porze na statku serwowano lunch, dość prosty, ale trochę rzeczy do wyboru było - gorzej z miejscem, żeby na spokojnie zjeść.
Jak wspomniałam na początku, był to rejs na Blue Lagoon i Comino, co jest trochę mylącym określeniem, skoro w Błękitnej Lagunie też kąpaliśmy się przy plażach wyspy Comino... Była ona jednak wyszczególniona w nazwie oferty, bo jak odpłynęliśmy z Blue Lagoon, mieliśmy jeszcze jedną przerwę na pływanie przy Comino, tym razem już bez dobijania do brzegu i wychodzenia na plażę. Niestety, dalej na morzu były mocniejsze fale, więc snorkeling już nie wchodził w grę, bo nie dało się tak utrzymać na powierzchni, by nie zalewało rurki do oddychania. Po krótkiej walce z falami wróciłam na pokład i oglądałam tych, którzy znaleźli rozrywkę w skakaniu ze statku do wody - tutaj najwidoczniej fale w niczym nie przeszkadzały ;). W końcu po dłuższej przerwie gulet znów ruszył w kierunku Sliemy, a tam w porcie już czekał kierowca, by odwieźć nas z powrotem do Valletty. Z wycieczki byliśmy bardzo zadowoleni - odpoczęliśmy, popływaliśmy, złapaliśmy trochę słońca i mieliśmy fajne urozmaicenie po poprzednim dniu zwiedzania stolicy. No i nie da się zaprzeczyć: choć zatłoczone, to jednak piękne to Blue Lagoon! :)
0 Komentarze