Advertisement

Main Ad

Wolfgangsee: 3 miasteczka, 2 landy, 1 jezioro

Austria Wolfgangsee
Kiedy wiosną przeglądałam kalendarz austriackich świąt państwowych na ten rok, układając sobie w głowie plany podróżniczych długich weekendów, szybko zwróciłam uwagę, że 15 sierpnia wypada w piątek. Pomyślałam sobie, że może dla odmiany od zagranicznych wojaży, ten letni długi weekend spędzimy w Austrii, najlepiej nad jakimś jeziorem. W końcu jest ich tu mnóstwo, wszyscy zachwalają takie wypady, a ja po ponad 7 przemieszkanych tu latach wciąż większości słynnych jezior nie znam ;). Wybraliśmy jedno z najpopularniejszych, Wolfgangsee, i już w marcu zaczęliśmy się rozglądać za noclegiem. Ostatni moment, bo już wszystkie serwisy noclegowe pokazywały, że większość noclegów w tym terminie została dawno zarezerwowana... Letni długi weekend to też ulubiony termin wielu Austriaków, a ci najwidoczniej urlopy w kraju lubią bukować z wyprzedzeniem. Nasz wybór padł na Primushäusl w pobliżu miasteczka Strobl - pokój parę minut spacerem od jeziora, ze śniadaniem, kosztował 146 € / noc i to była jedna z najtańszych dostępnych jeszcze na 5 miesięcy przed długim weekendem opcji. Nie była to więc opcja szczególnie budżetowa, ale miejsce nam się podobało - mieliśmy piękny widok z balkonu, właściciel był sympatyczny, śniadanie smaczne, dano nam pokosztować domowych likierów, a do tego wnętrza były bogato zdobione w sowy... a ja lubię sowy! ;)
Nasz nocleg od pobliskiego Strobl dzieliło jakieś 4,5 km, więc wyobrażałam to sobie jako fajny spacer wzdłuż jeziora, może ze wskoczeniem do wody dla ochłody (to M., dla mnie za zimno ;) )... Okazało się jednak, że te najsłynniejsze austriackie jeziora funkcjonują w nieco inny sposób. Po pierwsze, niemal cały brzeg Wolfgangsee to teren prywatny i nie da się podejść bliżej wody, więc spacer wzdłuż brzegu byłby raczej spacerem wśród pól i domów mieszkalnych. A publicznych kąpielisk jest niewiele i są one zazwyczaj płatne, co może się jeszcze opłacać, jak leżysz pół dnia nad wodą, ale nieco gorzej, kiedy chcesz wskoczyć do niej na 5-10 minut i kontynuować spacer... ;) Było to wszystko dla nas zaskoczeniem, bo trochę górskich jezior w Austrii już widzieliśmy i w większości można się kąpać za darmo, a spacery dookoła oznaczały mnóstwo pięknych widoków. Stwierdziliśmy więc, że zamiast iść, wsiadamy w samochód i podjedziemy do Strobl w kilka minut, a w samym miasteczku na szczęście sytuacja była lepsza :).
Na obrzeżach Strobl rozpoczyna się Bürglstein Rundwanderweg, naprawdę fajna trasa spacerowa. Zaczyna się ona tuż przy mostku (na Google Maps znajdziecie ten punkt jako Wolfgangsee-Klause), po czym długim odcinkiem biegnie wzdłuż jeziora, nie tylko zapewniając piękne widoki, ale też parę fajnych miejscówek do opalania się czy kąpieli (za darmo! ;) ). Następnie ścieżka wspina się do góry przez las, jeszcze przez chwilę zapewniając widoki na Wolfgangsee, po czym odbija z powrotem do Strobl - robimy w ten sposób mniej więcej godzinne kółko i kończymy przy mostku, gdzie zaczynaliśmy trasę. W sezonie sporo tu ludzi, Bürglstein Rundwanderweg było mocno zatłoczone (na takie zdjęcia jak poniżej musiałam polować), ale wcale mnie to nie dziwi - i tak warto było tu podejść :).
Oczywiście jezioro to niejedyna atrakcja, a ja musiałam wejść do kościoła parafialnego w Strobl, gdy go tylko wypatrzyłam ;). Świątynia konsekrowana w drugiej połowie XVIII wieku jest poświęcona królowi Burgundów, Zygmuntowi I Świętemu - patron wybrany nieprzypadkowo przez arcybiskupa Salzburga o dokładnie tym samym imieniu, który zlecił budowę kościoła. Wnętrze, choć barokowe, jest dość skromne, najbardziej w oczy rzuca się tu XVIII-wieczny ołtarz autorstwa Benedikta Werkstättera. 
Samo Strobl to niewielkie miasteczko, liczące sobie niecałe 4.000 mieszkańców, warto jednak po nim trochę pospacerować, zatrzymać się na coś do jedzenia (nasza polecajka tutaj to dasWIRTSHAUS - in der alten Post) albo po prostu korzystać z uroków jeziora i tego, że tutaj jest gdzie do tej wody zejść, bez opłat ;). Ze względu na położenie na wschodnim brzegu Wolfgangsee Strobl jest też świetną miejscówką na oglądanie zachodów słońca - my w święto 15 sierpnia trafiliśmy też na jakieś lokalne wydarzenia i orkiestrę w strojach ludowych. Według prognoz piątek miał być jedynym ładnym i słonecznym dniem podczas tego długiego weekendu, więc staraliśmy się nacieszyć pogodą nad jeziorem do wieczora, a w sobotę skupić się raczej na zwiedzaniu kolejnych miasteczek...
Sobotni poranek przywitał nas lepszą pogodą, niż początkowo zapowiadano, wykorzystaliśmy ją więc, by wyskoczyć nad Fuschlsee. Z Fuschl am See do St. Gilgen, naszego kolejnego celu nad Wolfgangsee, jest zaledwie 10 minut jazdy, więc skoro wciąż nie zaczęło padać, ruszyliśmy tam z nadzieją, że co nieco przed deszczem jeszcze zobaczymy. Naprzeciwko dolnej stacji kolejki linowej Zwölferhorn-Seilbahn znajduje się spory parking, gdzie za zaledwie 4,50 € można się zatrzymać na cały dzień, z czego skorzystaliśmy. Z przyjemnością wsiadłabym też i do kolejki, bo - jak patrzę po zdjęciach w internecie - widoki z góry są przepiękne, ale spodziewaliśmy się deszczu w ciągu najbliższej godziny, więc nie widziało nam się płacić 35 € za osobę, by wjechać i natychmiast uciekać w dół przed deszczem... A prognozy nas wykiwały, bo choć było pochmurnie, to za każdym razem, jak sprawdzałam, załamanie pogody przesuwało się o kolejną godzinę, no i lać zaczęło dopiero wieczorem. W efekcie nad Wolfgangsee pospacerowaliśmy suchą stopą, co więcej, czasem nawet przebijało się słońce!
St. Gilgen to popularna turystyczna miejscówka nad Wolfgangsee, niewiele większa od Strobl (ok. 4.000 mieszkańców). Miasteczko cieszy się sporą popularnością wśród turystów nie tylko ze względu na położenie nad tym jeziorem, ale też dzięki bliskości do innych - jak już wspomniałam, do Fuschlsee dojedziemy stąd w ledwo 10 minut, a jeszcze bliżej mamy do brzegów Mondsee. St. Gilgen zachwyca centrum pełnym pięknej zabudowy, koniecznie trzeba podejść pod Ratusz, przed którym stoi pomnik Mozarta. Choć sam kompozytor w miasteczku nigdy nie mieszkał, to stąd pochodziła jego matka, Anna Maria Walburga, tutaj też zamieszkała potem jego siostra Nannerl. Dom, w którym urodziła się matka Mozarta, nosi obecnie (mocno marketingową) nazwę Mozarthaus i mieści w sobie centrum kultury. Koło budynku znajduje się fontanna przedstawiająca Annę Marię Walburgę Mozart jako dziecko.
Skoro chmury się rozwiewały, zamiast pokropić nas deszczem, wybraliśmy się na spacer promenadą wzdłuż jeziora, a potem usiedliśmy na betonowym nabrzeżu, by złapać trochę słońca i zamoczyć nogi. Znajdują się tu też drewniane mola, skąd odpływają promy i startują łódki oferujące różne sporty wodne - generalnie plaży jako takiej tu nie ma, ale jest gdzie się opalać i zejść do wody, jakby ktoś chciał :). No i mamy stąd naprawdę piękne widoki na otoczone górami jezioro... A gdy się już nasiedzieliśmy, wybraliśmy się na obiad do włoskiej knajpki nilu's portofino, którą bardzo polecam.
Ale zanim ruszyliśmy w dalszą drogę z St. Gilgen, musiałam przecież zajrzeć i do tutejszego kościoła... :) Przez chwilę zastanawiałam się, czy uda się wejść do środka, bo cała fasada i wieża były obstawione rusztowaniami, ale na szczęście świątynia była otwarta. Pierwsza wzmianka o kościele p.w. św. Idziego pochodzi z końca XIV wieku, jednak z czasem okazał się on za mały dla rosnącej liczby wiernych i w XVIII wieku został rozbudowany - zresztą jego stan już i tak wymagał przebudowy. To, co możemy dziś oglądać, to właśnie efekt XVIII-wiecznych i późniejszych prac w stylu barokowym. Warto też zajrzeć na niewielki cmentarz za kościołem, pięknie położony w cieniu gór. Z boku cmentarza znajduje się pomnik poświęcony ofiarom wojen światowych.
Przy planowaniu zwiedzania czasem nie wystarczy szybki rzut oka na mapę... ;) Bo tak wydaje się, że skoro z St. Gilgen do St. Wolfgang im Salzkammergut jest tylko kilka kilometrów, to wystarczy parę minut jazdy i już będziemy na miejscu... A potem okazuje się, że tu jednak są góry i tak prosto przejechać się nie da, zaś żeby dojechać do St. Wolfgang musimy okrążyć niemal całe Wolfgangsee i z kilku kilometrów robi się ich nagle ze 20. Wciąż nie był to jednak szczególnie duży dystans - w końcu jezioro ma ledwo 13 km² powierzchni - i już po krótkiej jeździe znaleźliśmy się w trzecim miasteczku... i drugim landzie ;). Granica między Salzburgiem i Górną Austrią biegnie właśnie przez Wolfgangsee i choć zdecydowana większość jeziora znajduje się na terenie Salzburga, to spacerując po St. Wolfgang byliśmy już w Górnej Austrii. W centrum miasteczka znajduje się kilka płatnych parkingów, które różnią się nieco cenami, sięgającymi 10-12 € za cały dzień.
Najpierw podeszliśmy na wybrzeże - w okolicy przystani znajduje się fajnie urządzona promenada i warto się tu zatrzymać choćby dla widoków, bo te nad Wolfgangsee wszędzie są piękne :). Gdy promenada się kończy, ścieżka biegnie dalej wzdłuż jeziora, ale nie przy samej wodzie, bo znów zaczynają się tereny prywatne - wypożyczalnie łódek, knajpki, itp. Przy niektórych miejscach widziałam kąpieliska czy mola, na których opalali się ludzie, ale czy cokolwiek z tego było darmowe, a nie tylko dla np. nocujących w danym miejscu lub płacących za daną usługę, to nie wiem. Bądź co bądź, my tu nie przyjechaliśmy się kąpać, tylko spacerować, więc gdy coraz więcej prywatnych miejscówek coraz bardziej zasłaniało widok na jezioro, zawróciliśmy i skierowaliśmy się do centrum St. Wolfgang.
Jeśli chodzi o liczbę mieszkańców, St. Wolfgang jest sporo mniejsze niż dwa wcześniej odwiedzone miasteczka - liczy ich sobie niecałe 3.000. Miasteczko (jak i jezioro) swoją nazwę zawdzięcza św. Wolfgangowi z Ratyzbony, który pod koniec swego życia przybył w te strony, a klasztor, w którym zamieszkał, szybko zasłynął z cudów. Jeszcze w średniowieczu (Wolfgang żył w X wieku) zbudowano tu kościół, który wkrótce przyciągał tłumy pielgrzymów - kumulacja nastąpiła w wiekach XV i XVI, choć w międzyczasie świątynia była już przebudowana i rozbudowana (a nawet odbudowana po pożarze z 1429 roku). Kościół św. Wolfganga góruje nad krajobrazem miasteczka i to tam skierowałam się najpierw.
Gdybym miała polecić do zwiedzania tylko jedno z trzech miasteczek nad Wolfgangsee, miałabym problem z wyborem pomiędzy St. Gilgen a St. Wolfgang. Ale jeśli miałabym wybrać tylko jeden kościół, tu już bez wahania powiedziałabym: koniecznie zobaczcie kościół św. Wolfganga! To naprawdę jedna z najwspanialszych austriackich perełek sakralnych, a widziałam już sporo świątyń w tym kraju, możecie mi wierzyć ;). Obecny kościół swój kształt zawdzięcza pracom z XV wieku, ale wnętrza zachwycają głównie stylem barokowym. No, może poza słynnym ołtarzem autorstwa Michaela Pachera z lat siedemdziesiątych XV wieku - ten gotycki ołtarz szafiasty jest jednym z najcenniejszych zabytków świątyni. Co ciekawe, w XVII wieku chciano to cudo zastąpić nowym, barokowym ołtarzem (ot, taka moda) - bogato zdobionym autorstwa Thomasa Schwanthalera. Dziś ten drugi ołtarz znajduje się w centralnej części kościoła, zresztą na powyższym zdjęciu widać je oba, no i nie da się ukryć, oba są piękne :). Obejrzyjcie też ambonę, rzeźby, ołtarze boczne, dekoracje ścian i sufitu... naprawdę warto!
Ale miasteczko to nie tylko zabytkowy kościół i wybrzeże nad jeziorem. Spacer po centrum St. Wolfgang sprawił, że właściwie nie wypuszczałam aparatu z rąk, tyle tu pięknych i kolorowych domków. Pewnie gdybyśmy nie byli zmęczeni już całym tym dość intensywnym dniem, weszlibyśmy też na wzgórze Kalwarii, żeby spojrzeć na St. Wolfgang i jezioro z góry, ale tego dnia pięknych widoków i tam nam nie brakowało :). Nie da się zaprzeczyć, że Wolfgangsee jest pięknie położone, a miasteczka na jego brzegach mają ciekawą architekturę i warto do nich zajrzeć. Jeśli kiedyś jeszcze zdarzy nam się zawitać w te okolice, to na pewno nie będzie to już w długi austriacki weekend i raczej wybrałabym nocleg w jednym z tych trzech miasteczek, a nie tak na uboczu (w tym okresie po prostu nie było już wyboru w sensownych cenach) - nie dość, że jest gdzie pospacerować wieczorem, to i nie trzeba iść paru kilometrów, by wejść do wody bez opłat... ;) Ale co zobaczyłam, to moje, a patrząc po zdjęciach, chyba nie można wątpić, że zobaczyłam dużo ładnych miejsc ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze