Granica austriacko-niemiecka obfituje w wyjątkowe miejscówki przyrodnicze, więc choć nasz jesienny wypad do Bawarii skupiał się raczej na zamkach i kościołach, to nie mogliśmy sobie odpuścić i paru pięknych widoków. Lubimy różne charakterystyczne wąwozy i szybko wpadły nam w oko dwa: położony pod Obertsdorfem Breitachklamm oraz Partnachklamm pod Garmisch-Partenkirchen. Oba niesamowicie mnie zachwyciły, Partnachklamm chyba jednak trochę bardziej, ale że Breitachklamm odwiedziliśmy jako pierwszy, każdym z nich mogłam się odpowiednio nacieszyć. Mam nadzieję, że tym wpisem przekonam Was do dodania tych wąwozów na Waszą ewentualną listę must-see, gdy będziecie planować urlop w Bawarii :).
Do Breitachklammu podjechaliśmy z okolic Füssen i zamku Neuschwanstein - stamtąd to zaledwie około godziny jazdy. Poza sezonem wąwóz jest otwarty od 9 do 16:30 (ostatnie wejście o 16), a w sezonie o godzinę dłużej, ale zawsze warto sprawdzić aktualny status na oficjalnej stronie internetowej - np. obecnie Breitachklamm jest zamknięty ze względu na konieczne prace naprawcze (wąwóz zamykany jest regularnie wiosną i późną jesienią). Często też sporo zależy od pogody, więc lepiej najpierw zajrzeć do internetu, by nie jechać w ciemno. Bilet wstępu dla osoby dorosłej kosztuje 7,50 €, dla dzieci poniżej 16 roku życia - 2,50 €.
Przez Breitachklamm biegnie kilka różnych szlaków - na start dostaniemy mapkę z zaznaczonymi różnymi kolorami trasami oraz szacowanym czasem potrzebnym na ich przejście. W zależności od tego, którym szlakiem chcemy iść, dobrze od razu zatrzymać się na wybranym parkingu: P1 - Tiefenbach lub P2 - Walserschanz, na obu cena jest ta sama - 5 € za cały dzień parkowania. Najpopularniejszy szlak, czerwony, zaczyna się przy P1 i przez około 45 minut biegnie wzdłuż rzeki Breitach. Następnie można wrócić tą samą trasą, albo - co my zrobiliśmy - pomarańczowym szlakiem o podobnej długości, biegnącym przez las.
Idąc czerwonym szlakiem, początkowo możemy oglądać dość szeroki odcinek wąwozu, porośnięty drzewami, które jesienią zachwycają intensywnością kolorów. Szybko jednak Breitachklamm się zwęża, a trasa biegnie tuż przy samych skałach - ten odcinek nie jest szczególnie wymagający, a wąwóz zachwalają też odwiedzający z dziećmi lub psami. Jeśli zdecydujemy się potem wracać pomarańczowym szlakiem, czeka nas dość intensywne podejście do góry, a potem zejście w dół na parking - minimalna kondycja wymagana, ale plusem jest widok wąwozu z przerzuconego nad nim mostu :). Na Breitachklamm warto przeznaczyć co najmniej 1,5 godziny - my może zastanowilibyśmy się nawet nad którąś z dłuższych tras, ale niestety zbliżała się ta magiczna 16:30 i trzeba się było zbierać... ;)
Na drugi wąwóz, Partnachklamm, zdecydowaliśmy się ostatniego dnia naszej bawarskiej przygody - stąd ruszyliśmy już z powrotem do Austrii. Planując wizytę w tym miejscu, warto na start doliczyć sobie czas na dojście z parkingu, bo ten nie znajduje się przy samym wąwozie - do Partnachklammu nie można podjechać samochodem. Najbliższy parking położony jest przy skoczniach (Olympia-Skistadion) w Garmisch-Partenkirchen i dzieli go ok. 2 km / 25 min. spaceru od wejścia do wąwozu. W sezonie parking może się zapełnić i trzeba będzie poszukać miejsc postojowych w samym miasteczku, a potem przejść odpowiednio dłuższy odcinek - warto to mieć na uwadze. O ile dobrze pamiętam, parking przy skoczni kosztuje 5 €.
Ten 25-minutowy odcinek do wejścia do wąwozu to spacer w pięknych okolicznościach przyrody - wzdłuż drogi płynie rzeczka Partnach, po pastwiskach spacerują owce, nad jesiennie kolorowymi drzewami górują Alpy, a gdzieniegdzie miniemy jeszcze jakąś knajpkę czy sklepik z pamiątkami. Tuż przed wejściem do Partnachklamm znajdują się kasy i automaty biletowe, można więc płacić też kartą - sprzedaż biletów prowadzi też informacja turystyczna przy parkingu, co w sezonie może oszczędzić kolejek. My w październiku na szczęście nie napotkaliśmy na tłumy (choć w drodze powrotnej mijaliśmy się z wycieczką szkolną i cieszyliśmy się, że zdążyliśmy przed nią ;) ) i bez problemu kupiliśmy bilety na miejscu. Wstęp dla osoby dorosłej kosztuje kosztuje 10 €, a dla dzieci (od 6 do 17 r.ż.) - 5 €, tyle samo też trzeba zapłacić za psa. I moja dobra rada: nie bierzcie piesków do Partnachklamm! Przejścia są nieraz wąskie, ciemne, a szlak dwukierunkowy - naprawdę ciężko się czasem przeciskać, zwłaszcza jak w obie strony mijają się ludzie z psami na smyczy...
Wzdłuż rzeki Partnach można znaleźć kilka szlaków o różnej długości i stopniu trudności - my zdecydowaliśmy się na ten najpopularniejszy wariant od jednych bramek do drugich. Trasa tutaj liczy sobie niecały kilometr, przejście jej - nawet z postojami na zdjęcia - zajmie może z pół godziny... Ale całość robi ogromne wrażenie. Najprzeróżniejsze formacje skalne, galerie i tunele, w których czasem musiałam odpalić latarkę w telefonie, by w ogóle widzieć, gdzie idę. Wraca się zazwyczaj tą samą trasą (o ile nie zdecydujecie się tu na jakiś bardziej rozbudowany, dłuższy szlak), co wymaga czasem przepuszczania idących z naprzeciwka w wąskich przejściach. Zatory też się robią, gdy ktoś zatrzymuje się, by robić zdjęcia, ale jak tu nie robić zdjęć przy takich widokach... :)
Nas najbardziej zachwyciły zimowe zdjęcia wąwozu, znalezione w internecie, bo Partnachklamm to miejsce dostępne przez cały rok - miła odmiana po większości wąwozów zamykanych poza sezonem. Wiadomo, że czasem mogą się zdarzyć krótkoterminowe zamknięcia ze względu na prace naprawcze, ale to jak w przypadku Breitachklamm zawsze dobrze sprawdzać wcześniej stronę internetową. Od czerwca do września Partnachklamm można odwiedzać w godzinach 8-20, a od października do maja - 8-18. A wracając jeszcze do tych zimowych zdjęć, które nas zachwyciły... W wielu miejscach w wąwozie z góry ścieka woda (nie na tyle, żeby porządnie zmoknąć, ale da się to odczuć), która zimą zamarza i ze skał zwisają piękne sople, często pokryte śniegiem. My takich widoków w październiku nie mieliśmy, co nie znaczy, że nie zachwyciliśmy się wąwozem ;).
Zresztą sami popatrzcie, jak niesamowite kształty wyrzeźbiła tutaj rzeka... To jest naprawdę jeden z najpiękniejszych wąwozów, jakie w życiu widziałam - nie wiem, czy nie wygrywa nawet z wyjątkowym austriackim Liechtensteinklammem ;). Po przejściu przez najciekawszą część Partnachklamm docieramy do bramek i warto przez nie przejść, nawet jeśli chcemy wracać potem tą samą trasą - bilet pozwala na jednorazowe przejście w tę i z powrotem. A za bramkami rozciąga się szersza dolina rzeki, w jesiennych kolorach widoki były naprawdę niesamowite. No i nagle zrobiło się cieplej, bo nie oszukujmy się, pomiędzy wilgotnymi skałami, gdzie nie dociera słońce, nie ma co liczyć na wysokie temperatury ;).
Wróciliśmy więc tą samą trasą najpierw przez wąwóz, potem znów 25-minutowym szlakiem wśród owiec i sklepików z pamiątkami do parkingu. Zatrzymaliśmy się też na chwilę przy skoczniach - w końcu jestem pokoleniem wychowanym na niedzielach z Małyszem (pomińmy fakt, że kibicowałam Hannawaldowi i Morgensternowi ;) ), więc trzeba było zajrzeć i tutaj. Największą z kompleksie jest skocznia Große Olympiaschanze o wielkości 142 m, to tu odbywa się część słynnego Turnieju Czterech Skoczni. Miałam okazję być na górze skoczni w Zakopanem i Innsbrucku i więcej mnie to nie ciągnie, ale szczerze podziwiam tych, co stamtąd skaczą... ;) Garmisch-Partenkirchen było dodatkową ciekawostką, skoro już tutaj byliśmy, ale Partnachklamm to naprawdę punkt obowiązkowy, jeśli zawitacie do Bawarii.

0 Komentarze