Jak już pewnie zauważyliście, od czasu do czasu przedstawiam tu zdjęcia sztokholmskiego metra, często nazywanego "najdłuższą galerią sztuki na świecie". W moich poprzednich postach mogliście znaleźć opisy czerwonej linii (13) oraz niebieskiej linii (11). Więc teraz nadszedł czas na jedną z zielonych linii. O czym warto jednak najpierw wspomnieć, wszystkie trzy zielone linie mają tę samą trasę pomiędzy stacjami Alvik i Gullmarsplan, co obejmuje łącznie aż 14 stacji (całą mapę można zobaczyć tutaj). W tym poście chciałabym zaprezentować sztukę na stacjach linii T17, która biegnie od Åkeshov po Skarpnäck.
Przy wyszukaniu średniowiecznych zamków w Szwecji, Glimmingehus na pewno pojawi się wśród głównych wyników. Jakkolwiek przez swoje rozmiary zamek nie robi takiego wrażenia jak chociażby co niektóre zamki kontynentalnej Europy, jednak to właśnie ten niewielki budynek jest najlepiej zachowaną średniowieczną twierdzą w Skandynawii i samo to wystarczyło, bym chciała to miejsce odwiedzić.
Bergianska trädgården to jedno z takich miejsc, do których wręcz trzeba zajrzeć, odwiedzając Sztokholm wiosną lub latem. Nie tylko dlatego, że wstęp jest darmowy, ale przede wszystkim ze względu na fakt, że jest to idealne i piękne miejsce, by odpocząć nad wodą, będąc otoczonym wszelkiego rodzaju roślinnością. Pozwólcie się zabrać na spacer po ogrodzie :).
Jest jedna rzecz, jeśli chodzi o pracę w Szwecji, która wciąż sprawia, że czuję się niekomfortowo, chociaż tak naprawdę wcale nie powinnam. To zwykła wdzięczność za wysiłek włożony w pracę. Zawsze starałam się pracować jak najlepiej, bo po prostu za to mi płacili. Specyfika mojej pracy sprawia, że przypomina to wszystko jakąś sinusoidę. Czasem mam spokojniejszy okres, kiedy powoli przygotowuję wszystko na te chwile, gdy nie będę miała czasu na nic i będę zostawała po godzinach. Jestem do tego przyzwyczajona i uważałam to za kompletnie normalne... dopóki nie zaczęłam pracować ze Szwedami.
Svenska trender och traditioner - tymi słowami reklamuje się największe w Szwecji muzeum historii kultury. Muzeum Nordyckie (Nordiska museet) znajduje się na wyspie Djurgården i jest zdecydowanie jednym z ważniejszych miejsc do odwiedzenia w Sztokholmie dla tych zainteresowanych szwedzką kulturą i chcących dowiedzieć się nieco więcej.
Właściwie to nigdy nie podróżowałam na północy poza Umeå, chociaż w samym mieście większość miejsc, które wydawały mi się ciekawe, zdążyłam już odwiedzić. W ten weekend, próbując się nacieszyć piękną i słoneczną wiosną na północy (kiedy temperatury przekraczają 0 stopni, możemy już mówić o wiośnie ;) ), szukaliśmy miejsc wokół Umeå. Jako że większość z nich wyglądała dla nas tak samo, zdecydowaliśmy się na niewielkie miasteczko Holmsund.
Chociaż w fińskiej stolicy nie brakuje ciekawych i pięknych miejsc, bardzo łatwo zobaczyć większość najważniejszych miejsc w ciągu jednego dnia. O ile nie myśli się o wejściu do każdego napotkanego po drodze muzeum, oczywiście. Zaplanowaliśmy sobie poznawanie atrakcji miasta ostatniego dnia majówki, choć nie mieliśmy na takie zwiedzanie całego dnia, bo wieczorem trzeba było wsiąść w samolot powrotny. I bez pośpiechu udało nam się zobaczyć wszystko, co sobie zaplanowaliśmy :).
Zaczynam odkrywać okolice Sztokholmu. Większość informacji znalezionych w internecie poleca wybrać się na wycieczkę po archipelagu sztokholmskim (zamierzam, ale gdy zrobi się cieplej), do Uppsali czy po różnych okolicznych zamkach. Ale ja miałam ochotę na co innego. Patrząc na mapę i szukając czegoś ciekawego na jednodniowy wypad ze Sztokholmu, wybrałam Vallentunę. I muszę przyznać, że to był strzał w dziesiątkę!
Co robić w Helsinkach przez 3 dni? Przeglądałam wiele stron i blogów i nie mogłam stworzyć żadnego dobrego planu. Wszystko, co mnie ciekawiło, zajęłoby mi 1, góra 2 dni, więc wciąż pozostawał jeden wolny dzień do zaplanowania. Pogoda nie zapowiadała się za dobrze, więc długie spacery po parkach czy wybrzeżu odpadały, a pomysł spędzenia całego dnia w muzeach nie brzmiał zachęcająco wcale a wcale... Więc zmieniłam zapytanie w Google na "gdzie się wybrać z Helsinek?" i tak oto odkryłam Porvoo.
Wieje. Tak bardzo wieje nawet na wybrzeżu, że sam pomysł wejścia na prom i popłynięcia gdzieś na wyspy wydaje się szalony. Ale prognoza pogody zapowiada, że ten wietrzny dzień z odrobiną słońca to najładniejszy dzień podczas tej Majówki i jeśli nie popłyniemy na Suomenlinna teraz, nie zrobimy tego tym bardziej podczas następnych dni. A być w Helsinkach i nie zobaczyć tej wyspy to jak być w Rzymie i nie zobaczyć Koloseum... No dobra, może trochę przesadziłam z tym porównaniem :P. Ale fakt jest taki, że Suomenlinna to nie tylko największa atrakcja Helsinek według wszystkich przewodników turystycznych, ale właściwie najciekawsze miejsce w fińskiej stolicy. Więc może i narzekamy na zimno, ale na prom wsiadamy.
A więc wczoraj wybrałam się na pocztę i wysłałam kopertę z kartą do głosowania w wyborach prezydenta Polski. Możliwość zrobienia tego w ten sposób, zamiast wybrania się osobiście do ambasady, była głównym powodem, dla którego zdecydowałam się na ten krok. Innym był fakt, że w końcu miałam na kogo głosować, choć myślę, że nie zdarzy się to już w drugiej turze. Wybory w Polsce są zawsze drażliwym tematem, a teraz dodatkowo zdałam sobie sprawę, jak drażliwym tematem są one dla emigrantów...
Zwykłam uważać, że to niemal grzech nie wykorzystać długiego weekendu na jakiś wypad, więc miesiąc temu zaczęłam się rozglądać za biletami na 1-3 maja. Najtańsze ze Sztokholmu okazały się być loty do sąsiedniej stolicy - Helsinek. Właściwie to loty ułożyły się idealnie, by w pełni wykorzystać te 3 dni - przylecieliśmy do Helsinek przed 8 (a raczej przed 9, uwzględniając zmianę czasu) w piątek, a opuszczaliśmy miasto w niedzielę wieczorem. A jeśli idzie o majówkę w Finlandii to mam tylko dwie uwagi: 1) wciąż jest tam zima i 2) pierwszego maja Finowie świętują i prawie wszystko jest zamknięte...