Advertisement

Main Ad

Muchy, śmieci i graffiti, czyli jak Grecja (nie) dba o zabytki

Saloniki zaskoczyły mnie pod względem zabytków, zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. O tym pozytywnym aspekcie wspominałam już we wpisie weekend w Salonikach - generalnie chodzi o to, że dzięki bogatej historii w tym drugim co do wielkości greckim mieście jest dziś mnóstwo do zobaczenia. Kiedy o tym usłyszałam, spodziewałam się chyba powtórki z Włoch, które uwielbiam i do których zawsze z przyjemnością wracam. Grekom jednak do Włochów baaardzo daleko, jeśli chodzi o dbanie o zabytki sprzed wieków. Efekt jest taki, że choć zwiedzanie Salonik jest tanie, to człowiek i tak ma wrażenie, że przepłaca za bilety, biorąc pod uwagę stan zwiedzanych miejsc... My mieliśmy szczęście, że zwiedzaliśmy głównie 28 października - w greckie święta narodowe prawie wszystkie atrakcje turystyczne są za darmo. Choć czasem sobie myślę, że człowiek byłby w stanie zapłacić za bilety więcej, gdyby miał poczucie, że te pieniądze są inwestowane w konserwację zabytków i przygotowanie ciekawych wystaw. A tak...

AGORA

Teren starożytnej agory mijaliśmy wielokrotnie podczas naszego pobytu w Salonikach, bo znajdowała się dokładnie na trasie z mieszkania na promenadę nad zatoką. Całkiem sporo widać było już z zewnątrz, więc ci, co jedynie chcą rzucić okiem na ruiny mogą spokojnie ograniczyć się do zatrzymania się przy niewysokim ogrodzeniu. My chcieliśmy jednak pospacerować między ruinami i zajrzeć do muzeum, więc skusiliśmy się na wstęp - bilet normalny kosztuje 4€ (17,25 zł).
Pierwsze ślady działalności człowieka na tym terenie pochodzą z III-II w.p.n.e. To na ten okres datowane są znaleziska, które dziś można obejrzeć w muzeum pod agorą, m.in. naczynia, garnki i figurki. W gruncie rzeczy, jeśli nie interesujecie się archeologią, muzeum możecie sobie od razu odpuścić. Część wystawy przedstawia przedmioty znalezione podczas wykopalisk, w pozostałych zaś pomieszczeniach możemy przeczytać, jaką rolę odgrywały w starożytności poszczególne części agory. Ja na garnki i figurki rzuciłam okiem, ale tablice informacyjne mocno mnie wciągnęły i musiałam potem gonić, by dołączyć do znajomych ;).
Muzeum jest jednak najciekawszą częścią agory - gdyby nie ono, nieszczególnie widziałoby mi się wejście na ten teren. Zajrzeliśmy jeszcze na odnowiony amfiteatr, z którego mogliśmy spojrzeć w dół na pozostałości agory: jedna zachowana kolumna i kilka zrekonstruowanych, łukowate sklepienia pomieszczeń handlowych, zarys łaźni, gdzieś na ścianie namazane graffiti - wszystko nieźle widoczne również z zewnątrz. Przez agorę biegnie kilka chodników, z których nie można zbaczać, więc spacer jest dość krótki. Wychodzę z poczuciem, że spodziewałam się chyba czegoś więcej...

ŁUK TRIUMFALNY GALERIUSZA

Idziemy spokojnie zatłoczoną ulicą i nagle przed nami wyrasta on - nieco zniszczony, lecz wciąż bogato zdobiony i wywierający spore wrażenie łuk triumfalny. Początkowo myślę sobie, że otoczony budynkami mieszkalnymi łuk w ogóle tu nie pasuje, ale zmieniam zdanie, gdy widzę tablicę informacyjną ze zdjęciem sprzed kilkudziesięciu lat. Wtedy budynki oblepiały łuk ze wszystkich stron - po zobaczeniu zdjęcia doceniam, że ktoś jednak zdecydował się na utworzenie oddzielnego placu, na którym możemy podziwiać zabytek ze wszystkich stron. Łuk zbudowano w latach 298-299 i zadedykowano go zwycięstwu wojsk rzymskich pod wodzą cesarza Galeriusza nad Persami w bitwie pod Satalą. Wciąż na filarach łuku zachowały się wyrzeźbione w marmurze sceny walk z Persami.

ROTUNDA

125 metrów na północny wschód od łuku wznosi się potężna, okrągła budowla, która pierwotnie miała pełnić rolę mauzoleum Galeriusza. Rotundę zbudowano w 306 r. i ma średnicę 24,5 m. Imponujące są jej grube na 6 metrów ściany, które sprawiły, że budowla stoi do dziś, mimo nawiedzających czasem Saloniki trzęsień ziemi. Swojej pierwotnej funkcji zaś nigdy nie pełniła, bo cesarza pochowano na terenie obecnej Serbii. Dwadzieścia lat po wybudowaniu Rotundy, Konstantyn I Wielki podjął decyzję o przeznaczeniu budowli na cele religijne. Przez następne 1200 lat była to świątynia chrześcijańska, pięknie zdobiona kolorowymi mozaikami. Część z nich zachowała się do dzisiaj i można je oglądać na sklepieniach Rotundy.
Resztki mozaik oraz grube mury to wszystko, co zostało z czasów świetności świątyni. Zwiedzanie Rotundy to po prostu wejście do środka budynku, przeczytanie jednej tabliczki informacyjnej i przyjrzenie się sklepieniom. Biorąc pod uwagę, że wewnątrz spędza się zaledwie kilka minut, bilet wstępu też jest dość tani - zaledwie 2€ (8,60 zł). Myślę, że dobrym pomysłem byłoby postawienie tu kilku tablic informacyjnych o mozaikach (bo krótka historia budynku już się tam znalazła), choć z drugiej strony... Puste wnętrze sprawia, że łatwiej odczuć potęgę Rotundy sprzed stuleci.

PAŁAC GALERIUSZA

Zarówno Rotunda, jak i łuk triumfalny, to tylko część ogromnego kompleksu Galeriusza. Cesarz wybrał Saloniki na stolicę jednej z prowincji i zadbał o rozbudowę miasta. Kompleks ciągnął się od Rotundy, z której biegła szeroka droga przez łuk triumfalny, by dotrzeć do budynków pałacowych i sięgającego wybrzeża ogromnego hipodromu. Najbardziej luksusową budowlą kompleksu był Oktagon, ruiny którego stanowią dziś główną część terenu pałacowego udostępnionego zwiedzającym. Wśród pomazanych graffiti kamieni znajduje się tablica z obrazem przedstawiającym całość kompleksu za czasów Galeriusza. Obejmował on obszar 150.000 m2 i aż ciężko uwierzyć, że te otoczone współczesnymi budynkami mieszkalnymi ruiny to pozostałość takiej świetności...
Nie wiem, co miało największy wpływ na to, że z ruin pałacu Galeriusza wyszłam mocno rozczarowana. Może fakt, że był zupełnie otoczony współczesnością, budynki mieszkalne stały tak blisko, że czasem podtrzymujące je kolumny znajdowały się już między dawnymi kamieniami. Jak coś wypadnie z balkonu, to trzeba chyba płacić za bilet wstępu, by to odebrać ;). Może fakt, że pełno tu bezdomnych kotów, które ktoś dokarmia, ale po których nikt nie sprząta. A może to, że ogrodzenia są niskie i przeciętnie wysportowany nastolatek pewnie bez problemu je przeskoczy. I zapewne sporo ich tak robi, bo mury są pomazane graffiti, w kątach walają się butelki i inne śmieci. Część ruin jest kompletnie zarośnięta i zwiedzamy, chodząc po trawie i pilnując się, by w nic nie wdepnąć. Największą atrakcją pałacu są starożytne mozaiki, często robione z marmuru - wyglądające pięknie i kolorowo na zdjęciach, a w rzeczywistości... często przysypane toną piasku i kamyczków, w części przykryte też płachtami, na których zaczęła już rosnąć trawa. Całość tego wszystkiego sprawiła, że kompletnie nie miałam poczucia, iż jestem w tak fascynującym miejscu, jakim niewątpliwie był kiedyś kompleks Galeriusza.

BIZANTYJSKIE ŁAŹNIE

Jedno z miejsc, które bardzo chciałam odwiedzić, a które przywitało mnie bramą zamkniętą na kłódkę i karteczką, że sorry, ale nieczynne. Wybudowane na przełomie XII i XIII wieku są dziś jednymi z najlepiej zachowanych bizantyjskich łaźni na terenie całej Grecji. Ciekawi mnie ichniejsza definicja najlepiej zachowanych, biorąc pod uwagę greckie dbanie o zabytki... Z zewnątrz przyjrzeć się za bardzo nie mogłam, bo walające się po okolicy śmieci przyciągały setki much. Ledwo przystanęłam na chwilę, już miałam wrażenie, że wszystko mnie obsiada i obłazi, więc szybko poszłam dalej.
Wciąż ciężko mi uwierzyć, jak to jest możliwe - mieć tyle światowej klasy zabytków, taką historię i takie możliwości, by przyciągać tłumy turystów... i kompletnie to olać? Pozwalać takim miejscom obracać się w ruinę, gdzie młodzież pije, rysuje graffiti i śmieci, gdzie między tymi śmieciami biegają dziesiątki bezdomnych kotów. I tak jakoś smutno mi z tego powodu, bo Grecja marzyła mi się od jakiegoś czasu właśnie ze względu na tę historię i zabytki, a tak jakoś człowiekowi się potem odechciewa...

Prześlij komentarz

0 Komentarze