Advertisement

Main Ad

Koper, czyli baza wypadowa na słoweńskim wybrzeżu

Jak już wcześniej wspominałam, pobyt w Słowenii podzieliliśmy na dwie części - na tę z bazą wypadową w Radovljicy, i tę drugą - w Koprze. Na wybrzeżu planowaliśmy być krócej, z kilku powodów zresztą. Po pierwsze, większość interesujących nas miejsc (głównie jeziora) była łatwiej dostępna z Radovljicy. Następnie, słoweńskie wybrzeże jest krótkie, więc i liczba miejsc do zobaczenia jest ograniczona. A po trzecie, Adriatyk słynie z kamienistych plaż, a to żadna przyjemność spędzić cały dzień na leżeniu na kamieniach. Podsumowując to wszystko, wiedzieliśmy, że na wybrzeże i tak pojedziemy, ale nie spędzimy tam dużo czasu. Na bazę wypadową wybraliśmy zaś Koper - największe słoweńskie miasto w tej okolicy (i piąte co do wielkości w kraju). Wyskoczyliśmy stąd do Piranu, zobaczyć słynne Jaskinie Szkocjańskie... ale też poświęciliśmy trochę uwagi i samemu Koprowi :).
Z historycznego i geograficznego punktu widzenia Koper jest miastem niezwykle ciekawym. Wystarczy choćby wspomnieć, że to położone na półwyspie miasto było kiedyś... wyspą. Początki Kopru sięgają czasów starogreckich, gdy miasto znane było jako Aegida. Rozwijało się ono dość prężnie, szczególnie pod władzą Republiki Weneckiej, która uczyniła z Kopru główne miasto i największy port Istrii. Niestety, XVI wiek przyniósł dziesiątkujące ludność plagi, a potem - jakby na złość - w 1719 roku oddalony o zaledwie 20km Triest został wolnym miastem portowym. W cieniu takiego sąsiada Koper zaczął podupadać, a solanki - kiedyś jeden z głównych biznesów w mieście - opustoszały i w końcu zostały zasypane, zmieniając wyspę w półwysep. Choć dziś Koper jest jedynym portem Słowenii, nadal żyje w cieniu Triestu. Swoją drogą, sami myśleliśmy o wypadzie do Włoch, ale nasz słoweński kalendarz był już zbyt napięty ;). Zresztą, Koper jest dwujęzyczny - słoweński funkcjonuje tu na równi z włoskim, więc można się było czuć prawie jak za włoską granicą... ;)
Punktem centralnym w mieście jest Titov trg - plac, przy którym znajdują się ratusz i katedra. Choć świątynia pochodzi z XIII wieku, to sam plac zaczął się kształtować dopiero dwieście lat później, kiedy w efekcie przebudowy sąsiednie budynki utworzyły Pałac Pretorów/Pretoriański. To właśnie ten charakterystyczny budynek jest dziś siedzibą ratusza. Od placu zaczynamy zwiedzanie Kopru, bo tu też znajduje się informacja turystyczna - bierzemy mapki, foldery informacyjne i rozglądamy się po okolicy.
Na pierwszy ogień idzie katedra p.w. Wniebowzięcia NMP, która - gdyby nie sąsiadująca z nią dzwonnica - w ogóle nie rzucałaby się w oczy. Z XIII wieku niewiele tu zostało, bo w XV wieku miasto nawiedziło trzęsienie ziemi i zniszczoną świątynię trzeba było odbudować, a przy okazji i przebudować. Oczywiście, nie była to ostatnia przebudowa i jak patrzę na efekt końcowy, to może lepiej by było niczego tu nie ruszać... ;) W katedrze znajduje się parę ciekawostek, w tym chociażby XVI-wieczny sarkofag patrona miasta, św. Nazariusza.
Za 3€ można również wejść na dzwonnicę, by spojrzeć na Koper z góry. Przy większym ruchu na dole znajduje się kasa, jednak kiedy przyszliśmy, byliśmy jedynymi chętnymi na zwiedzanie. W takiej sytuacji po bilety podeszliśmy do sąsiedniej informacji turystycznej, z której ktoś z nami podszedł do wieży, wpuścił do środka i pokazał, jak ją potem za sobą zamknąć. Na szczyt prowadzą 204 schody, a co jakiś czas mijamy obrazki z koziołkiem odliczającym, ile jeszcze zostało - na samej górze koziołek się cieszy, że w końcu udało się wejść ;). Z wieży widzimy czerwone dachy Kopru oraz wybrzeże - widok nie jest tak piękny jak w Piranie, ale za 3€ i tak warto :).

Kolejnym obowiązkowym punktem na mapie Kopru jest plac Carpaccio, pełen kolorowych domków, w tym też i ten, który uważa się za dom samego malarza (choć podobno to nie on, ale jego syn mieszkał w tym budynku, ale kto by się przejmował takimi szczegółami?). Obok rzuca się w oczy też charakterystyczny budynek, będący niegdyś składem soli - dziś można tu zjeść, napić się i posłuchać muzyki na żywo - z widokiem na port.
Kiedyś do Kopru prowadziło dwanaście bram, dziś pozostała tylko jedna, zwana Bramą Muda. Pochodzi z XVI wieku i stanowi obecnie chyba najpopularniejsze wejście na starówkę. Tuż za bramą rozpościera się plac Prešernov z najbardziej znaną fontanną w mieście - siedemnastowieczną Da Ponte. Jest ona miniaturową kopią weneckiego mostu Rialto - muszę przyznać, że wierną kopią, bo natychmiast stanął mi przed oczami most w Wenecji... :)
Spacerując po Koprze, nie da się nie zauważyć wszechobecnej roślinności. Nad wejściami do wielu budynków rozpościerają się zielone, często też pełne kwiatów, baldachimy. Sprawiają one, że starówka - choć gęsto zabudowana i z niewielką ilością drzew - staje się natychmiast zieleńsza... :)
Choć posiada on swoją niewielką plażę, Koper nie wydaje mi się idealnym miejscem dla plażowiczów. Kamienista plaża pełna jest ludzi i... meduz. Nawet jeśli nieparzących (inaczej wszechobecne dzieciaki raczej nie trzymałyby ich w ręce, albo to jakiś ichniejszy sposób spartańskiego wychowania? ;P ), wciąż nie stanowią one dla mnie idealnego towarzystwa na plaży. Ani meduzy, ani dzieci ;). Ale warto podejść na wybrzeże zwłaszcza wieczorową porą, gdy plaże pustoszeją, a w okolicy kręcą się ci, którzy też chcą popatrzeć na zachód słońca. Bo jest na co popatrzeć :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze