Advertisement

Main Ad

Tulln - Dunaj i ogrody

Pomysł na kilkugodzinny wypad z Wiednia przy (w miarę) ładnej pogodzie ;). Z dworca Spittelau dojedziemy do Tulln w niespełna pół godziny, a pociągi kursują regularnie - lubię miejsca z tak dobrym dojazdem. Pełna nazwa tego liczącego sobie ok. 16.000 mieszkańców miasteczka to Tulln an der Donau (Tulln nad Dunajem), co od razu wskazuje na jego położenie. Tulln słynie ze swoich ogrodów, ale skoro już zdecydowałam się tu wyskoczyć, to chciałam się choć trochę rozejrzeć po miasteczku, nie ograniczając się tylko do terenów zielonych.
Tulln to miasteczko o bogatej historii - jedno z najstarszych na ziemiach austriackich. Zasłynęło w I w. n.e. jako rzymska Comagena, jednakże tereny te były zamieszkane już wcześniej - podobno sama nazwa Tulln pochodzi z jednego z języków celtyckich. Tych rzymskich śladów tu nie unikniemy - znalazłam nawet tablicę informacyjną Römerstadt Tulln, gdzie na mapie obecnego miasta zaznaczono kształt dawnego obozu Rzymian. Wciąż zachowała się tu wieża obronna z IV w., stanowiąca kontrast do bardziej nowoczesnych budynków w pobliżu. Nad brzegiem Dunaju znajdziemy też pomnik Marka Aureliusza na koniu, jakby tych rzymskich śladów było tu niewystarczająco. Niestety, w Tulln byłam w maju, kiedy jeszcze wszystkie muzea były pozamykane, a żałuję, bo z przyjemnością zgłębiłabym historię miasta bardziej szczegółowo.
Otworzono na szczęście świątynie, więc zaglądam do kościoła parafialnego św. Szczepana. Już na wejściu wita mnie tabliczka informująca, że kościół jest mieszanką wszystkich możliwych stylów - budowę rozpoczęto w 1014 roku, więc sporo zmian można było wprowadzić przez ten tysiąc lat... Mamy tu romańskie portale i kolumny, gotyckie prezbiterium, sklepienie i kaplicę, barokowy ołtarz. Generalnie większość wystroju wnętrza musiała zostać przerobiona w stylu barokowym po pożarze z 1752 roku.
XVIII-wieczny marmurowy ołtarz, przedstawiający ukamienowanie św. Szczepana, został zrobiony w klasztorze karmelitów w St. Pölten i przetransportowany do kościoła w Tulln w 1786 roku. Ładnie wkomponowane w świątynie organy są już zdecydowanie młodsze - powstały zaledwie w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Choć oficjalnie Tulln rozciąga się po obu brzegach Dunaju, wszystkie ważniejsze miejsca znajdziemy na południe od rzeki. Tutaj też znajduje się piękna, obsadzona wszelakimi kwiatami promenada, jak również zbudowana na wodzie scena koncertowa, na której odbywają się miejskie wydarzenia kulturalne.
Kiedy zaczęłam się interesować tym, co można zobaczyć w Tulln poza ogrodami, internet podpowiedział mi fontannę Nibelungów - zresztą trudno byłoby przegapić informację o niej, bo zdjęcie fontanny zdobi nawet stronę internetową miasta. Pełne zrozumienie rzeźby na fontannie nie jest łatwe, jeśli nie zna się mitologii germańskiej ani nie fascynuje twórczością Wagnera (i jego Pierścieniem Nibelunga). Nie będę Wam tutaj wymieniać wszystkich wyrzeźbionych postaci, wystarczy, że wspomnę, iż w centrum mamy Kriemhild i Etzela (znanego jako władcę Hunów, Atyllę). Zlewające się wody fontanny symbolizują połączenie między Wschodem a Zachodem, a otwarta księga - gdzie na pierwszej stronie znajdziemy fragment das Nibelungenlied, a druga jest pusta - przekazuje odbiorcy, że przyszłość to wciąż niezapisana księga... Generalnie symbolikę cytuję tutaj z ulotki przygotowanej przez miasto, bo sama bym na to w życiu nie wpadła. Ale myślę, że dobrze by było zacząć zgłębiać mitologię germańską... ;)
Tuż naprzeciwko fontanny znajduje się ratusz miejski, a jeszcze parę kroków dalej - kościół minorytów. Oryginalna świątynia, przynależąca do znajdującego się tu od XIII wieku klasztoru, nie przetrwała do dnia dzisiejszego. Na jej miejscu w latach trzydziestych XVIII wieku wybudowano obecny kościół, poświęcony Janowi Nepomucenowi (kanonizowanemu w 1729 roku, więc Austriacy byli na czasie ;) ), a w kolejnym stuleciu świątynia doczekała się również wieży. Złocone zdobienia ołtarza i ambony oraz piękne freski na sklepieniu (przedstawiające głównie sceny z życia świętego patrona) najbardziej przykuły tu moją uwagę.
Zatem zwiedziłam już chyba to, co było warte uwagi w Tulln, pogoda też się poprawiła i zrobiło się cieplej i słoneczniej... Można więc kierować się w końcu do tych słynnych ogrodów. Die Garten Tulln położony jest ok. 2 km na zachód od stacji Tulln/Donau Stadt (swoją drogą, jak jedziemy pociągiem, to warto pamiętać, by wysiąść na stacji Stadt, a nie na centralnej - skrócimy sobie spacer o kilkanaście minut) - to spokojna trasa wśród zieleni.
Czym właściwie są te ogrody, poza tym, że ogrodami, oczywiście? ;) Według ulotki informacyjnej to pierwszy ekologiczny zespół ogrodowy, od 2008 roku dostępny jako wystawa stała czynna od kwietnia do października. Przez spory park biegnie ścieżka (poprzecinana licznymi mniejszymi dróżkami, jeśli chcemy zobaczyć więcej roślinności) z kilkudziesięcioma edukacyjnymi punktami, gdzie możemy się zatrzymać i przeczytać coś ciekawego. Generalnie cały Garten Tulln został przystosowany do bycia miejscem edukacji i zabawy z dziećmi, choć w maju jeszcze wszystkie szklarnie i inne pomieszczenia były zamknięte przez pandemię. Otworzono na szczęście Bawarski Ogród Piwny i winotekę, więc na na kieliszek wina można się było zatrzymać ;)
Jedną z głównych atrakcji w parku są pokazy fontann odbywające się co godzinę od 9:45. Szału nie ma, bo i fontanny są malutkie, ale zawsze przyjemna odskocznia od spaceru po ogrodzie, no i można przy okazji muzyki klasycznej posłuchać. Obok jest też restauracja z tarasem, z którego widzimy staw i fontanny, więc czemu by nie usiąść ze sznyclem, piwem i pokazem fontann? Brzmi idealnie ;) Zresztą takich miejsc, by sobie gdzieś przysiąść w ogrodach znajdziemy więcej - moim ulubionym był kącik czytelniczy - ot, rozstawione w cieniu drzew kanapy, by się wyciszyć...
Spodobała mi się też wysoka na około 30 metrów wieża widokowa - na tyle stabilna, że nie nakręcała mojego lęku wysokości ;). 201 schodów do góry po stalowo-szklanej konstrukcji otoczonej drzewami, droga ta ma pozwolić na spacer po różnych poziomach lasu. Co się nie zawsze zdarza w takich miejscach, schody w górę i dół są zrobione oddzielnie, więc wchodząc nie trzeba się mijać ze schodzącymi i odwrotnie.
Rewelacyjnych widoków się stąd nie spodziewajmy - nie jesteśmy na tyle wysoko ponad koronami drzew, by patrzeć dużo dalej. Z wieży najlepiej widać cały ogród i pobliskie zabudowania w Tulln, no i gdzieniegdzie jakieś wzgórza w tle...
Do tego ogrody Tulln to także parę ciekawych wystaw tematycznych, jak chociażby ta ze zdjęcia poniżej - przedstawiająca świat wiejskich ogrodów oczami dziecka odwiedzającego dziadków. Wszystko wydaje się dla niego ogromne i tak też zostało przedstawione - łopata wyższa od dorosłego człowieka, krzesło, na które nie wejdziemy bez pomocy, ogromne hamaki... Pomysłowe :).
Warto zajrzeć do Tulln, ale myślę, że nie powinno się wtedy ograniczać do samych ogrodów. Dobrze też pospacerować po miasteczku i wzdłuż Dunaju, zajrzeć do paru kościołów czy muzeów (kiedy są otwarte). Bo jeśli chodzi o parki, to widziałam w życiu sporo fajniejszych ogrodów botanicznych niż Die Garten Tulln, ale jako część całodniowego wypadu do miasteczka - dają radę ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze