Advertisement

Main Ad

Zamek Hochosterwitz

Zamek na wzgórzu zobaczyłam jeszcze z okien pociągu, w drodze do Klagenfurtu. Ja w ogóle mam taki nawyk (zwłaszcza, odkąd wyjechałam ze Szwecji, gdzie prawdziwych zamków jest jak na lekarstwo), że jeśli gdzieś w okolicy wypatrzę zamek, który przyciągnie moją uwagę, to natychmiast odpalam GPS w telefonie, by go dokładnie zlokalizować ;). W końcu nie wyskoczę z jadącego pociągu, by już-zaraz zobaczyć go z bliska... A Google Maps mnie poinformowało, że akurat minęłam zamek Hochosterwitz - wystarczyło mi krótkie przescrollowanie wyników w wyszukiwarce, by mieć pewność, że część pobytu w Karyntii poświęcę na odwiedzenie tego miejsca.
Do zamku zdecydowanie najłatwiej dostać się samochodem, ale i połączenie kolejowe nie jest złe - po prostu czeka nas przy tym dłuższy spacer. Pociągi z Klagenfurtu zatrzymują się na stacji Launsdorf, a stamtąd Google Maps oszacowało 35 minut marszu do zamku Hochosterwitz. Po przejściu mniej więcej 15-20 minut, wciąż jeszcze nie dotarłam do stóp wzgórza i zaczęłam myśleć, że Google to chyba coś zbyt optymistycznie założyło tempo mojego marszu. Okazało się jednak, że punkt oznaczony jako zamek to tak naprawdę kasy biletowe i bramki, które znajdują się na dole, przy parkingu - stąd trzeba jeszcze wejść na szczyt wzgórza. To znaczy, można i wjechać, jak widać na powyższym obrazku - oczywiście, za dodatkową opłatą. Mija się jednak w ten sposób znaczną część fortyfikacji, no i taki spacer pod górę to przecież sama przyjemność (z plecakiem, przy 30 stopniach...). A jak potem smakował zimny radler na szczycie wzgórza ;).
Ścieżka na zamek liczy sobie 620 metrów długości i mija 14 bram, wybudowanych w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XVI wieku. Przy każdej z nich znajdziemy informacje dotyczące zamykania bramy i obrony danego odcinka, gdzieniegdzie istnieje nawet możliwość wejścia na kawałek muru, by lepiej się przyjrzeć fortyfikacjom - generalnie jednak wchodzenie na bramy i mury jest niedozwolone. Podobno na szczyt wzgórza da się jeszcze wejść jakąś stromą ścieżką, ale droga ta jest niedostępna ze względu na wysokie ryzyko wypadku. Trasa biegnąca przez 14 bram naprawdę robi wrażenie i pozwala zrozumieć, czemu Hochosterwitz to niezdobyta twierdza.
Kiedy dokładnie zamek zbudowano - nie wiadomo, ale pierwsze wzmianki o nim pochodzą z połowy IX wieku. Nazwa wywodzi się od średniowiecznych właścicieli zamku - rodu Osterwitzów, do których twierdza należała aż do 1478 roku, kiedy to ostatni z rodu Hans musiał oddać swój majątek cesarzowi Fryderykowi III Habsburgowi na poczet swoich długów. Przechodził on potem z rąk do rąk, niszczony wojnami, których Austria jednak trochę prowadziła. W połowie XVI wieku twierdza trafiła w ręce rodu Khevenhüller - to Georg Khevenhüller odnowił i ufortyfikował Hochosterwitz, to jemu zawdzięczamy to, co możemy dzisiaj zwiedzać. W swoim testamencie zażyczył sobie, by zamek przechodził z pokolenia na pokolenie, z ojca na najstarszego syna i tak się właśnie dzieje, obecną głową rodu jest Johannes Khevenhüller-Metsch.
Na trasie wiodącej do zamku znajdziemy mini-wystawy, głównie związane z obronną funkcją zamku. Wszystko można oglądać zza barierki - pomieszczenia są na tyle niewielkie, że w dobie koronawirusa nie mogłoby tu wejść więcej niż 1-2 osoby jednocześnie. Główne muzeum, w którym możemy dowiedzieć się co nieco o historii Hochosterwitz oraz rodziny Khevenhüller znajduje się w samym zamku. Bez zaskoczenia, zdjęć wewnątrz robić nie można ;). Szczerze powiedziawszy, wystawa nie robi specjalnego wrażenia, jest dość prosta... A że dodatkowo wewnątrz musiałam cały czas nosić maseczkę, a dzień był wyjątkowo upalny, więc przez muzeum przeszłam dość szybko, by znów znaleźć się na świeżym powietrzu.
Zdecydowanie bardziej polecam podejść do specjalnie przygotowanych wcięć w murach, które robią za punkty widokowe. Hochosterwitz jest położony na wysokości 664 m n.p.m. i choć niektóre z sąsiednich wzgórz są znacznie wyższe, to i tak rozciąga się stąd fajny widok. Sielski krajobraz pól, lasów i wzgórz Karyntii... A to miasteczko widoczne na poniższym zdjęciu to Launsdorf - właśnie tam dojeżdża pociąg z Klagenfurtu i stamtąd trzeba dojść pieszo do zamku, jeśli nie dysponujemy samochodem. Na szczęście wzdłuż (również widocznej na zdjęciu) ulicy biegnie chodnik dla pieszych, a sama droga nie jest zbyt uczęszczana, więc spacer przez tę okolicę jest całkiem przyjemny.
Będąc na zamku, warto też zajrzeć do zabytkowego kościoła. Jak i sama twierdza, pochodzi on z czasów średniowiecza (pierwsze wzmianki - 926 r.), a został całkowicie przebudowany w XVI wieku, za czasów Georga Khevenhüllera. Ołtarz w kościele jest dziełem południowotyrolskiego rzeźbiarza Michaela Bachera. Pod świątynią znajdują się krypty rodziny Khevenhüller. Nie wiem, czy to efekt obecnych czasów, czy do kościoła normalnie nie ma wstępu, ale teraz, w czerwcu, można było zajrzeć do środka jedynie przez kraty (co widać na poniższym zdjęciu ;) ).
Między zamkiem a kościołem znajduje się jeszcze niewielki ogródek, gdzie na wejściu witają nas pnące się po murze róże. Tutaj doceniam zwiedzanie w tych wariackich czasach, bo choć jeszcze na zamku (a szczególnie w restauracji na dziedzińcu) turystów trochę było, to ogródek przez większość czasu miałam tylko dla siebie. Ot, cisza i spokój... :)
I choć pewnie nie jestem tu obiektywna (w sumie, chyba nie po to są blogi i tak, jakby nie patrzeć ;) ), bo ja z natury uwielbiam wszystkie twierdze i zamki, to z całego serca polecam wizytę w Hochosterwitz, jeśli kiedyś przypadkiem zabłądzicie do Karyntii. Mi wizyta tutaj zajęła ok. 4 godzin, ale licząc także dojście z i na dworzec kolejowy, a także przerwę na coś zimnego do picia w zamkowej restauracji. Będąc samochodem, myślę, że można na spokojnie planować Hochosterwitz na 2-3 godziny... Czasu wiele nie trzeba, a ile atrakcji ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze