Advertisement

Main Ad

Osada w Zatoce Kości i monastyr św. Nauma

Jak już wspominałam, podczas świątecznego weekendu nad Jeziorem Ochrydzkim chcieliśmy zobaczyć coś więcej niż samą Ochrydę. Pierwszego dnia ruszyliśmy na północ jeziora, zatrzymując się w Strudze, Radożdy i Kaliszcie, dotarliśmy niemal do granicy albańskiej. Zatem następnego dnia trzeba było ruszyć w przeciwnym kierunku, znów dojeżdżając prawie do granicy :). Oczywiście punktem obowiązkowym był tutaj monastyr św. Nauma - jeden z najważniejszych zabytków Macedonii Północnej... Ale ja jak to ja, szybko wypatrzyłam też coś po drodze. I tak, zanim dotarliśmy do klasztoru, odwiedziliśmy... Zatokę Kości ;).
Muzeum na wodzie znajduje się mniej więcej w połowie drogi z Ochrydy do św. Nauma i warto zatrzymać się tu na jakąś godzinkę. Przy głównej trasie zrobiono całkiem spory, darmowy parking, z którego można spojrzeć z góry na położoną na wodzie osadę. Wejście i kasy znajdują się już na dole, na wysokości jeziora - wstęp do Zatoki Kości kosztuje 150 dinarów (10,45 zł), czyli tyle co niemal wszystkie inne bilety wstępu nad Jeziorem Ochrydzkim ;). Najpierw zajrzeliśmy do niewielkiego budynku, w którym urządzono wystawę informacyjną poświęconą macedońskim osadom na wodzie, a potem wyruszyliśmy na zwiedzanie rekonstrukcji.
Ale może najpierw trochę historii... ;) W czasach przed naszą erą Jezioro Ochrydzkie było znacznie płytsze niż obecnie - na tyle płytkie, że można było zbudować drewnianą wioskę na palach wbitych w dno. Takich osad istniało kilka - jedna z nich właśnie w tym miejscu, gdzie dziś zrobiono muzeum na wodzie. Archeolodzy szacują, że wioska zajmowała obszar ok. 8.500 m² i w okresie między 1200-700 r. p.n.e. mieszkało tu jakieś 60 osób. Pod wodą odkryto nie tylko pozostałości pali, ale też sporo przedmiotów codziennego użytku.
Sama rekonstrukcja jest ciekawa, ale szału nie ma. Inna bajka, że byłam już w kilku zrekonstruowanych osadach / domostwach z dawnych czasów i zawsze odnosiłam podobne wrażenie. Nie ma co ukrywać, wtedy żyło się mega prosto i rekonstrukcje właśnie takie życie oddają. W Zatoce Kości znajdziemy dwadzieścia cztery domy - każdy z niemal identycznym wnętrzem, więc po wejściu do kilku z nich potem już tylko zaglądaliśmy przez okno. Na szczęście muzeum na wodzie nie wydaje się szczególnie turystycznym miejscem, ludzi było niewielu, więc zwiedzać można bez tłumów - za to ktoś wybrał sobie tę miejscówkę na sesję ślubną... ;)
Po opuszczeniu osady byliśmy gotowi na główny punkt programu, czyli monastyr św. Nauma. Miejscówka baaardzo turystyczna, świetnie oznakowana, a przed wejściem na teren klasztorny rozciąga się spory parking - 100 dinarów (7 zł) za auto. Już samo położenie monastyru robi wrażenie - w tle lekko ośnieżone szczyty gór, obok przejrzyste jezioro... Zanim jednak dotarliśmy z parkingu do bramy klasztornej, minęliśmy rzędy sklepików z pamiątkami - w większości drobiazgami religijnymi (za to kompletnie nigdzie nie widziałam pocztówek). Pracownicy próbowali też zachęcić turystów do rejsów łódkami po okolicznych źródłach, jednak wiosną chętnych jeszcze nie było. Minęliśmy niewielką kapliczkę i skierowaliśmy się go głównej bramy.
I oto znaleźliśmy się przed najsłynniejszym klasztorem Macedonii Północnej :). Monastyr został założony na początku X wieku przez samego św. Nauma z Ochrydy, który potem został tu pochowany. Niestety, oryginalna świątynia nie przetrwała do dnia dzisiejszego - na fundamentach zburzonego monastyru zbudowano w XVI wieku nowy, który dziś można zwiedzać. Ze względu na relikwie świętego miejsce stało się popularnym celem pielgrzymek, nie tylko z terenów samej Macedonii.
Nie wiem, czy trafiliśmy na jakąś specjalną okazję, ale gdy podeszliśmy do kasy, siedzący tam mnich tylko machnął ręką, byśmy weszli do cerkwi. Informacja przy wejściu mówi jednak o standardowej cenie biletu, czyli wspomnianych wcześniej 150 dinarach... ;) Ludzi było sporo, faktycznie ciągle ktoś wchodził i wychodził - nie tylko turyści, ale też wielu miejscowych, którzy przyszli się pomodlić i zapalić świeczkę. Niewielką cerkiew zwiedza się właściwie cały czas idąc w rządku za ludźmi, a na oglądanie fresków jest czas, kiedy ktoś akurat zatrzymuje się, żeby zapalić świeczkę :).
Ja w ogóle odnoszę wrażenie, że Macedonię można zwiedzać śladem historycznych cerkwi i po prostu oglądać stare freski :). Oczywiście przez zniszczenie świątyni, nie zachowały się malowidła z X wieku - większość tych oglądanych pochodzi dopiero z początku wieku XIX... Ale znajdują się ciekawostki - w końcu cerkiew powstała na pozostałościach tej starszej - całkiem niedawno archeolodzy odnaleźli pod podłogą fresk sięgający początków XV wieku.
Popularną atrakcją monastyru są także... pawie. I jak o tym teraz pomyślę, to chyba pod cerkwią spędziłam więcej czasu niż w środku ;). Ale to nie tylko zasługa pawi - ja wypatrzyłam też kilka wygrzewających się w słońcu jaszczurek, a zwierzątka te od lat uwielbiam nieodwzajemnioną miłością ;). A sam klasztor pozostawił we mnie trochę poczucie niedosytu - jest oczywiście ciekawy z historycznego punktu widzenia, pełen fresków, ale jakoś niektóre z ochrydzkich cerkwi spodobały mi się jednak bardziej. Cóż, sława monastyru św. Nauma nie wzięła się jednak z architektury czy sztuki, tylko po prostu od samego świętego, a to jest ta część, której jednak nie szukałam ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze