Advertisement

Main Ad

Admont - biblioteka, kościół, jarmark

biblioteka w Admont, Austria
Przeglądałam różne rankingi najpiękniejszych bibliotek świata i zawsze w czołówce pojawiał się austriacki klasztor w Admont. Oj, już od dawna kusiło mnie to miejsce, ale podróż z Wiednia, żeby tylko zobaczyć bibliotekę, wydawała mi się niewarta świeczki - trochę za daleko, nie najlepsze połączenia, o cenach austriackich kolei nie wspomnę. Ale ten Admont ciągle krążył mi po głowie, aż w maju - podczas wizyty w Gesäuse - usłyszałam: ej, stąd to ledwo 30 kilometrów. Jak kiedyś przyjedziesz, mogę cię tam podrzucić i sobie pozwiedzasz, a ja pospaceruję z psem... albo i z tobą pójdę zobaczyć. No i to już brzmiało kompletnie inaczej ;). Tyle, że przez kolejne miesiące jakoś to Gesäuse nie było zbytnio po drodze... Aż do jesieni. No i nagle z końcem roku do Admont udało mi się zawitać nawet dwukrotnie - w listopadzie do biblioteki i w grudniu na jarmark świąteczny :).
Piękna późnobarokowa hala wygląda na żywo jeszcze lepiej niż na wszystkich zdjęciach, jakie dane mi było zobaczyć. Zwłaszcza, że w listopadowy weekend turystów tu nie było i całe pomieszczenie mieliśmy tylko dla siebie - o czymś takim w sezonie mogłabym tylko pomarzyć ;). Tuż przy wejściu do sali przywitała nas tablica zaczynająca się od słów: Wkrótce po jej ukończeniu w 1776 roku biblioteka w Admont została okrzyknięta "ósmym cudem świata". Długa na 70 m, szeroka na 14 m i wysoka prawie na 12 m - to największa biblioteka klasztorna na świecie. Nic więc dziwnego, że chciałam tu zajrzeć ;).
Bibliotekę zbudowano w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XVIII wieku, a za jej projekt odpowiadał znany austriacki architekt Josef Hueber, specjalizujący się w baroku i rokoko. Uwagę odwiedzającego natychmiast przyciągają też piękne freski na suficie - nawiązujące do Oświecenia powstały już na sam koniec budowy, w latach 1775-76. Bartolomeo Altomonte miał już ponad osiemdziesiąt lat, kiedy je malował i patrząc na efekty, mogę stwierdzić, że miał jeszcze dość stabilną rękę ;). Oczywiście do samych półek podejść się nie da i nie można niczego dotykać, ale dało się podejść na tyle blisko, by przyjrzeć się tytułom na grzbietach książek, a takie coś zawsze mnie ciągnie... :) 
Bilet dla osoby dorosłej do biblioteki w Admont kosztuje 14,50 € - w cenie też jest półgodzinne zwiedzanie obiektu z przewodnikiem po niemiecku, jeśli trafi się na odpowiednią godzinę. Za dodatkowe 4 € można wypożyczyć audioguide'a. 14,50 € wydaje się dość wysoką ceną, ale na szczęście bilet obejmuje nie tylko bibliotekę, ale też przylegające do niej muzea. Niestety, te, które interesowały mnie najbardziej, były akurat zamknięte dla odwiedzających - Muzeum Gotyku oraz dział ze starymi manuskryptami (bo w samej bibliotece nie wystawiono starych dzieł, żeby można je było obejrzeć z bliska). Przeszliśmy przez wystawy z historii sztuki oraz historii naturalnej, ale nie powiem, żeby wywarły na mnie większe wrażenie... Tu się przychodzi dla biblioteki ;).
No dobra, dla biblioteki i kościoła klasztornego p.w. św. Błażeja z Sebasty, bo przecież nie odpuściłabym sobie wejścia do świątyni, skoro już tu przyjechałam ;). Choć oryginalny kościół pochodził jeszcze z czasów średniowiecza, niewiele z niego zostało po potężnym pożarze, który zniszczył sporą część klasztoru w połowie XIX wieku (aż cud, że biblioteka ocalała...). Na zachowanych fundamentach romańskich i gotyckich powstała nowa neogotycka świątynia, którą konsekrowano w 1869 roku. 
Odbudowując kościół po pożarze architekt Wilhelm Bücher wzorował się na katedrze w Regensburgu. Już z daleka rzucają się w oczy dwie wieże kościelne o wysokości 73 i 74 m. Wnętrze zaś to trzynawowa bazylika z pięcioma bocznymi kaplicami. Ołtarz z 1726 roku cudem ocalał z ognia, ale nie udało mi się go zobaczyć z bliska, bo trwały próby do jakiegoś koncertu i już nie chciałam podchodzić i przeszkadzać ;). Większość obecnego wystroju świątyni została jednak dodana w ciągu pięćdziesięciu lat po ponownej konsekracji - z pożaru mało co ocalało.
Pomysł ponownego zawitania do Admont pojawił się, gdy dowiedziałam się, że przez długi grudniowy weekend odbędzie się tam jarmark świąteczny. W Austrii 8 grudnia to święto, w tym roku wypadające w czwartek i na terenach przyklasztornych urządzono jarmark od czwartku do niedzieli (Admont zawsze zaprasza w trzeci weekend adwentu). A ja właśnie w czwartek i piątek byłam w okolicy... ;) Poczekaliśmy, aż się ściemni i skierowaliśmy się do Admont. W listopadzie miejsc parkingowych było wszędzie pełno, tym razem ze zdziwieniem odkryliśmy, że wszędzie stały auta - czyżby ten jarmark był tak popularny?
Na to wygląda, bo ludzi też było całkiem sporo. Ale jarmark okazał się też ogromny! Właściwie cały teren obok kościoła, aż po bibliotekę i kawałek w bok, był zastawiony drewnianymi stoiskami. Oczywiście, były tu standardowe dekoracje świąteczne do kupienia, ale większość miała motyw religijny (przyzwyczajona jestem już do wiedeńskich jarmarków, na których można kupić naprawdę mydło i powidło). W przeciwieństwie do jarmarków w dużych miastach tutaj w tle nie słyszało się też świątecznych klasyków w stylu Last Christmas czy All I want for Christmas is you. Dominowały za to kolędy i muszę przyznać, że miało to jednak swój urok... :) 
Ceny tutaj niższe niż w Wiedniu - nic dziwnego w gruncie rzeczy ;). Punsch bezalkoholowy kosztował 3 €, z alkoholem - 4,5 €. A że jarmark jest organizowany tylko na ten długi weekend, nie opłacało im się nawet wyrabiać specjalnych kubeczków i napoje serwowano w papierowych (to aż dziwne na austriackich jarmarkach...). Na miejscu spędziliśmy niespełna godzinę, spacerując wśród stoisk, czasem zatrzymując się przy ogrzewaczach na coś ciepłego do picia. Spodobał mi się klimat jarmarku w Admont, dużo spokojniejszy niż to, co serwują duże miasta, a zarazem jarmark był na tyle duży, że nie ma się poczucia po pięciu minutach i to by było na tyle? ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze