Advertisement

Main Ad

Saragossa na (zimowy) weekend

Do Saragossy przyleciałam w piątek około południa, a wylot miałam w niedzielę wieczorem. Wszystkie artykuły, na jakie natrafiałam, proponowały zwiedzanie miasta w jeden, góra dwa dni, więc szybko zaczęłam myśleć, gdzie by tu jeszcze wyskoczyć w sobotę. A potem się zorientowałam, że dworzec jest położony kawałek od centrum, od mojego hotelu jeszcze dalej i żeby gdzieś wyskoczyć w sobotę, musiałabym wstać z łóżka o godzinie, o której w sobotę wstawać nie przystoi. Zwłaszcza w styczniu w Hiszpanii, gdzie słońce wchodzi dopiero po 8, więc rano byłoby tylko ciemno i zimno. Postanowiłam zatem cały długi weekend poświęcić Saragossie i szybko okazało się, że wyszedł z tego całkiem normalny weekend, bo dodawszy czas oczekiwania na autobus lotniskowy, dojazd z/na lotnisko, prawie godzinę czekania na zameldowanie w hotelu, bo akurat odbywały się w nim jakieś zawody bilardowe i w tym samym czasie chciało się zameldować też kilkadziesiąt innych osób... No generalnie tego czasu na zwiedzanie miałam nieco mniej, niż się spodziewałam ;). Za to okazało się, że w niedzielę 29 stycznia przypadało regionalne święto Saragossy (St. Valero) i część atrakcji turystycznych można było odwiedzić za darmo... ;)
A zwiedzanie Saragossy zaczęłam od głównego placu miasta, czyli Plaza del Pilar... głównie dlatego, że tutaj mieści się też informacja turystyczna, więc mogłam dostać mapkę oraz folder z godzinami otwarcia poszczególnych atrakcji. Szybko musiałam wziąć na nie poprawkę, bo - podobnie jak tego doświadczyłam rok wcześniej w Walencji - oficjalne godziny otwarcia to jedno, a życie to drugie (szczególnie, jeśli wstęp jest gdzieś niebiletowany, to po co w ogóle otwierać budynek poza sezonem?), no i nie wszystko okazało się otwarte. Odbiłam się więc od zamkniętych drzwi dawnej giełdy, którą bardzo chciałam zobaczyć (lubię hiszpańskie La Lonja - te w Walencji i Palmie de Mallorca były cudowne!), od drzwi większości kościołów też. Znajdujący się również przy Plaza del Pilar ratusz niby można zwiedzać, ale na tygodniu, więc też odpadało. Starożytne zabytki (bo stolica Aragonii była niegdyś kolonią rzymską) zostawiłam sobie na niedzielę z darmowym wstępem i poświęcę im oddzielny wpis... Dobrze, że dwie najważniejsze świątynie Saragossy, obie stojące przy Plaza del Pilar, były otwarte!
Najpierw wybrałam się na krótki spacer brzegiem rzeki Ebro, przechodząc na drugą stronę słynnym kamiennym mostem (Puente de Piedra), stanowiącym jeden z najpopularniejszych punktów widokowych na bazylikę. Wiatr jednak przenikał do szpiku kości i szybko wolałam wrócić pomiędzy budynki, oddalić się od rzeki. Jak po południu spojrzałam na prognozę pogody, to pokazała mi niby 6 stopni... a na dole przypisek przy odczuwalnej: wiatr sprawia, że odczuwalna jest niższa: -1. To by było na tyle, jeśli chodzi o ciepłe destynacje zimą ;). No to czas było wejść do najsłynniejszego kościoła Saragossy - bazyliki Nuestra Señora del Pilar.
Nazwa bazyliki (która, swoją drogą, jest największym barokowym kościołem Hiszpanii) oznacza Matkę Bożą na Filarze/Kolumnie i odnosi się do kolumny, na której według wierzeń Maryja ukazała się św. Jakubowi. Ci, którzy lubią kult przedmiotów, znajdą tu nawet osobne miejsce do oddawania czci kolumnie - dla mnie to już trochę przegięcie, no ale... ;) Wróćmy do samej świątyni. Pierwszą kapliczkę w tym miejscu postawiono jeszcze w I wieku i choć na jej miejscu powstawało potem wiele innych kościołów, otoczony kultem filar zachowano do dzisiaj. Obecna barokowa świątynia powstała pod koniec XVII wieku na pozostałościach poprzedniej, gotyckiej, a następnie została przebudowana w kolejnym stuleciu. Największą atrakcją bazyliki - poza wspomnianą już kolumną - są freski autorstwa Francisca Goi oraz kaplica maryjna zaprojektowana przez Venturę Rodrígueza. Niestety, trafiłam do Saragossy w okresie, gdy ołtarz główny świątyni był w remoncie... :(
Większość atrakcji turystycznych miało godziny otwarcia inne od tych, do których przyzwyczaiła mnie reszta Europy. Zwiedzać można było od 10 do 14, po czym była trwająca 2-3 godziny przerwa na lunch i zabytki znów otwierano późnym popołudniem. Nie widziało mi się jednak zwiedzanie do tej 20 czy 21 - byłam już zmęczona, robiło się zimno, a i tak miałam przed sobą jeszcze cały weekend. Więc postanowiłam się wybrać tylko do jednego miejsca w piątkowy wieczór, a mój wybór padł na Muzeum Saragossy - położone niedaleko mojego hotelu i z darmowym wstępem :).
Szczerze powiedziawszy, muzeum miejskie nie wywarło na mnie szczególnego wrażenia - nie pomogło tu pewnie też to, że właściwie wszystko było opisane jedynie po hiszpańsku. Znam trochę podstawy języka, co nieco rozumiałam, ale nie było to na pewno swobodne, komfortowe zwiedzanie, z którego dużo bym wyniosła. Choć w Museo de Zaragoza zobaczymy i znaleziska sięgające paleolitu, to mnie najbardziej zaciekawiły wszelakie mozaiki i inne ciekawostki z czasów, gdy Saragossa była rzymską kolonią o nazwie Caesaraugusta. Nawet miłośnicy malarstwa znajdą tu coś dla siebie, bo w muzeum zgromadzono sporo dzieł różnych artystów, w tym Francisca Goi czy Mariana Barbasana.
Sobotnie zwiedzanie zaczęłam od wieży Zuda, choć bardziej precyzyjnym byłoby powiedzenie, że zaczęłam od szarpania za klamki kościołów, które miały być otwarte, a były zamknięte ;). Wieża Zuda to pozostałość po średniowiecznej, muzułmańskiej fortecy zbudowanej na pozostałościach rzymskich fortyfikacji. Fragmenty rzymskich ruin zresztą dalej można oglądać na terenie przylegającym do wieży. Na jej parterze znajduje się mniejszy oddział informacji turystycznej, a na jednym z wyższych pięter - taras widokowy. Niestety, oglądać okolice można tylko zza szyby, ale zawsze coś - w końcu to darmowy punkt widokowy w historycznym centrum Saragossy :).
Odbijając się od zamkniętych drzwi kościołów, nie potrafiłam jednak nie zauważyć charakterystycznych zdobień tych budynków. Okazało się, że faktycznie niewiele wcześniej czytałam o Saragossie - znajdują się tu zabytki wpisane na listę UNESCO w ramach punktu architektura mudejar w Aragonii. Najważniejszymi budynkami reprezentującymi styl mudejar w Saragossie są pałac Aljafería, katedra oraz kościół św. Pawła, jednak jego ślady widać też w wielu innych miejscach. Jest to styl kwitnący między XIII a XVI wiekiem (trwający w sztuce jednak nieco dłużej), polegający na włączaniu islamskich elementów w dominującą ówcześnie sztukę chrześcijańską: romańską / gotycką / renesansową. Zabytki Saragossy jasno wskazują swą architekturą na fakt, że miasto było kiedyś muzułmańskie.
No to nie było co się zastanawiać, trzeba było się wybrać do tego kościoła św. Pawła, który chyba nie bez powodu trafił na listę UNESCO... ;) Wstęp do świątyni kosztuje 3 €, a już po ciekawie zdobionej wieży mogłam założyć, że miejsce to przypadnie mi do gustu. Oryginalnie pochodzący z przełomu XIII i XIV wieku gotycki kościół kilkakrotnie był przebudowywany na przestrzeni wieków - wspomniana już przeze mnie wieża w tak widocznym stylu mudejar została ukończona w 1343 roku.
Zapłaciłam za wstęp, weszłam do środka i natychmiast mój wzrok skupił się na ołtarzu. Widoczny na jednym z powyższych zdjęć - potężny, gotycki (powstały w pierwszej połowie XVI wieku), przedstawiający sceny Męki Pańskiej oraz żywota św. Pawła. Dobrych parę minut stałam i zachwycałam się szczegółami ołtarza. Sam kościół poza głównym ołtarzem szczególnego wrażenia na mnie nie wywarł, dopóki pracownik nie zabrał mnie do południowej nawy i nie zapalił świateł. Znajdują się tam trzy barokowe kaplice z XVII wieku, z czego dwie: św. Michała z malowidłami Jerónimo Secano oraz Matki Bożej z Pópulo z ciekawą chrzcielnicą i ikoną Maryi z dzieckiem wywarły na mnie ogromne wrażenie. Kościół św. Pawła w Saragossie to punkt obowiązkowy podczas zwiedzania miasta :).
Oryginalny plan był taki, że po zwiedzaniu kościoła zrobię sobie przerwę na lunch, a po południu - gdy znów się wszystko otworzy - przejdę się kawałek dalej od centrum, do pałacu Aljafería. Kiedy jednak okazało się, że giełda, parę kościołów, pałac Sastago - wszystkie miejsca zaplanowane na pierwszą połowę dnia i według ulotki z informacji: otwarte w sobotnie przedpołudnia - okazały się zamknięte, do lunchu miałam jeszcze sporo czasu. Zatem od razu skierowałam się do Aljaferíi, wiedząc, że na spokojnie zdążę wszystko zobaczyć przed przerwą. Znalezione w internecie informacje mówiły, że w niedziele można zwiedzać za darmo i początkowo planowałam wizytę tutaj właśnie w niedzielę, ale gdy okazało się, że przepisy się zmieniły i darmowa jest tylko pierwsza niedziela miesiąca, przestałam kombinować. Zapłaciłam 5 € za wstęp i weszłam na teren pałacu.
Palacio de la Aljafería na pierwszy rzut oka przypomina bardziej fort czy zamek, a nie pałac - może tylko te drzewka pomarańczowe na dziedzińcu nieco łagodzą to wrażenie. To styl mudejar w czystej postaci (według wikipedii - najokazalszy przykład poza Andaluzją), jako że pałac powstał w XI wieku, gdy tereny te należały do ich muzułmańskich zdobywców. Dla mnie mauretańska budowla okazała się niesamowitą ciekawostką - same wystawy nie robiły szczególnego wrażenia, ale Aljaferíę się zwiedza dla architektury. Liczne, bogato zdobione łuki, komnaty z przepięknymi sufitami, mnóstwo przyciągających wzrok szczegółów. Osobiście uważam wręcz, że 5 € to nawet za mało jak na takie miejsce ;). Przyjemnie było też pospacerować wzdłuż pałacu, w miejscu dawnej fosy - mury chroniły od wiatru, słońce fajnie grzało, nawet przez chwilę było mi prawie ciepło... ;)
Jak nie jestem fanką sztuki, tak lubię ciekawą architekturę, a styl mudejar zachwycił mnie właściwie natychmiast. Po pełnym ciekawostek kościele św. Pawła, po fascynującym pałacu Aljafería, przyszedł czas na trzeci najbardziej znany zabytek w stylu mudejar znajdujący się w Saragossie. La Seo, czyli Katedra Zbawiciela - znajdująca się również przy placu del Pilar, tuż obok słynnej bazyliki. Świątynia powstała najprawdopodobniej jeszcze ok. VIII wieku i przez kilkaset lat pełniła funkcję naczelnego meczetu miasta. Dopiero na początku XII wieku Alfons I Waleczny podbił Saragossę, nakazał muzułmanom opuszczenie miasta, a świątynię przemianował na kościół Zbawiciela. Mauretańska architektura najwidoczniej nie przypadła mu jednak do gustu, bo na miejscu meczetu rozpoczęto budowę romańskiej katedry (wciąż jednak z islamskimi naleciałościami), która swoje trwała. W 1318 roku utworzono arcybiskupstwo w Saragossie, podnosząc rangę miejscowej świątyni.
Wstęp do katedry kosztuje 7 €, ale ja skorzystałam z darmowego wejścia przy okazji święta. Weszłam i pomyślałam sobie... wow. To nie tylko bogactwo wnętrz, to także niesamowita mieszanka stylów, każdy szczegół natychmiast przykuwa uwagę. Dekoracje w stylu mudejar dominują na zewnątrz, a wnętrze... Oryginalna, romańska świątynia została w większości zastąpiona gotykiem, którego nie mogłam podziwiać w pełni, bo środkowa część katedry była zamknięta dla odwiedzających i gotyckiego ołtarza - uznawanego za prawdziwe dzieło sztuki (zobaczcie!) - zobaczyć mi się nie udało. Kościół potem wyremontowano w stylu renesansowym, a za baroku dodano wieżę i przebudowano wejście. Efekt jest niesamowity ;).
Z perspektywy czasu trochę żałuję, że skorzystałam z darmowego wejścia w niedzielę - był tłum, a część katedry nie była udostępniona odwiedzającym. Tymczasem za 9 € można kupić bilet łączony na katedrę, muzeum gobelinów, wieżę del Pilar oraz wystawę Rosario de Cristal. Dzisiaj zdecydowanie wybrałabym tę drugą opcję. Mimo wszystko nie mogę narzekać na to, co zobaczyć mi się udało, a Saragossa naprawdę wpadła mi w oko. Im więcej zwiedzam w Hiszpanii, tym bardziej chcę do niej wracać... tylko może w cieplejsze miesiące niż styczeń ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze