Położony zaledwie 35 km od Erywania, więc niesamowicie łatwo dostępny ze stolicy. Do tego rzut beretem od starożytnej świątyni Garni, czyli cel idealny na łączoną wycieczkę. Od 2000 roku wpisany na listę UNESCO, gdyż z niezwykłymi wykutymi w skale kościołami i grobowcami jest wyjątkowo dobrze zachowanym i kompletnym przykładem średniowiecznej ormiańskiej architektury klasztornej*. No i z darmowym wstępem, bo przecież to dziedzictwo kulturowe i religijne, każdy powinien móc tu wejść. Taki jest właśnie słynny klasztor Geghard i nawet na mnie, która widziała już setki kościołów i klasztorów, miejsce to wywarło spore wrażenie.
U stóp klasztoru ciągnie się spory parking, płatny 200 dramów (1,90 zł), a na nim znajdą się też niewielkie stoiska dla turystów, głównie z ormiańskimi przekąskami. Geghard położony jest w dolinie rzeki Azat, otoczonej malowniczymi górami i również wpisanej na listę UNESCO, wraz z klasztorem. W sąsiednich skałach widać różnej wielości jaskinie, na szczytach wzgórz wznoszą się białe krzyże - w Geghard zdecydowanie nie tylko główny kościół przyciąga wzrok. Idąc ścieżką do bramy klasztornej, mijaliśmy rzędy chaczkarów - to te charakterystyczne, kamienne płyty z krzyżami widoczne na powyższym zdjęciu. Niezmiernie popularne w średniowiecznym kościele ormiańskim i wyjątkowe, bo nie ma dwóch takich samych chaczkarów, każdy nosił na sobie ślady artysty rzeźbiarza. Niestety, w wyniku wojen z Azerbejdżanem wiele tych płyt zostało bezpowrotnie zniszczonych - w Armenii odtwarza się je na podstawie zachowanych zdjęć i rysunków, a następnie umieszcza w okolicach klasztorów z informacjami (niestety, tylko po ormiańsku) dotyczącymi oryginału i kopii.
Samo słowo geghard w języku ormiańskim oznacza włócznię. Nazwa pochodzi od broni, którą przebito bok Chrystusa i którą miał tutaj przynieść apostoł Juda Tadeusz. Cudowna relikwia uczyniła z klasztoru popularne miejsce pielgrzymkowe, a jego nazwa nie zmieniła się, mimo że z czasem włócznię przeniesiono do katedry w Eczmiadzynie. Oczywiście Ormianie są święcie przekonani, że to właśnie oni są w posiadaniu słynnej Włóczni Przeznaczenia, choć własną oryginalną wersję ma też Watykan, Wiedeń, Izmir, a pewnie jeszcze i trochę innych miejsc na świecie ;). Przyznam, że kultu relikwii nigdy nie rozumiałam, ale jeśli te przedmioty miały pomóc rozbudowie i późniejszemu zachowaniu w dobrym stanie pięknych miejsc, to jasne, czemu nie ;). Dziś słynną włócznię w Geghard można zobaczyć jedynie w formie wyrzeźbionej na drzwiach wejściowych do kościoła.
Uważa się, że klasztor w Geghard założył sam apostoł Armenii, Grzegorz Oświeciciel, w IV wieku - Armenia do dziś jest dumna z tego, że była pierwszym krajem, który przyjął chrześcijaństwo. Pierwotne świątynie nie zachowały się do dziś, zostały zniszczone w IX i X wieku (najazdy arabskie, plądrowania, trzęsienia ziemi, no, nie był to najlepszy okres dla tego miejsca)... Obecny kościół (Katoghike), stanowiący centrum kompleksu klasztornego, zbudowano na początku XIII wieku. Świątynia jest wbudowana w skałę, czego nie widać na pierwszy rzut oka z zewnątrz, jednak przyglądając się niektórym ścianom od środka, widać nierówną, chropowatą powierzchnię naturalnej skały. Nam się jeszcze fajnie poszczęściło, że gdy weszliśmy do kościoła, przez otwór w sklepieniu padała smuga światła, dając naprawdę piękny efekt. I, niestety, przyciągając tłumy turystów ;). Kiedy światło znikło, w świątyni zrobiło się nagle sporo luźniej.
W lewej części świątyni znajdują się przejścia do kaplic wykutych w skale - niewiele tam miejsca, turystów zaś całkiem sporo, ale koniecznie trzeba tam zajrzeć! Weszliśmy do głównego zhamatunu, wykutego w kamieniu w drugiej połowie XIII wieku, służącego za komnatę grobową najprawdopodobniej dla książąt z rodu Proshyan, którzy byli właścicielami klasztoru w tym okresie. W pomieszczeniu natychmiast rzucają się w oczy ciekawe płaskorzeźby - oprócz wszechobecnych krzyży są też dwa lwy nad łukami, a pomiędzy nimi orzeł, który według historyków mógł stanowić herb książąt.
Następnie przechodzi się do niewielkiej kaplicy rodziny Proshyan powstałej - według znalezionej inskrypcji - w 1283 roku. Znów znajdziemy tu mnóstwo krzyży wykutych w skale, ciekawe ornamenty zwierzęce i roślinne oraz bogato zdobiony otwór w sklepieniu, przepuszczający światło. W ogóle w Geghard warto przyglądać się wszystkim szczegółom, bo mnóstwo tu pięknych i ciekawych drobiazgów. Dla mnie jedną z takich fajniejszych ciekawostek były właśnie zdobienia na sklepieniach, a także fakt, jak zaskakująco dużo światła wpadało przez tak niewielkie otwory - w wykutych w skale kaplicach było to jedyne (oprócz pojedynczych świeczek ofiarnych) źródło światła.
Kiedy wyjdziemy z głównego kościoła, warto skierować się do góry po wąskich schodkach niedaleko wejścia do świątyni. Nie trzeba ich szukać, wystarczy podążać za tłumem - Geghard to bardzo turystyczna miejscówka i w czerwcowy weekend było tu zaskakująco wręcz tłoczno. Jak w sąsiednim Garni, tutaj też wśród zagranicznych turystów dominowali Rosjanie. Gdy znaleźliśmy się na wyższym poziomie, stanęliśmy przed skałą, w której wykuto drzwi i wąski tunel. Weszliśmy więc za ludźmi, idąc korytarzem, na ścianach którego po obu stronach wyrzeźbiono dziesiątki krzyży.
I znaleźliśmy się w obszernym pomieszczeniu zwanym górnym zhamatunem. Według inskrypcji miejsce to wykuto z końcem XIII wieku i było miejscem pochówku księcia Papaka Proshyana i jego żony, a także innych członków rodu (nie wszystkie płyty nagrobne zachowały się do dnia dzisiejszego). Poza płytami nagrobnymi oraz licznymi krzyżami warto tu zwrócić uwagę na cztery potężne kolumny podtrzymujące sklepienie, bogato zdobione inskrypcjami. Niestety, brakuje mi stąd jakiegoś dobrego zdjęcia obejmującego całe pomieszczenie, ale trudno było je zrobić w bardzo zatłoczonym pomieszczeniu...
Na szczęście dużo luźniej i spokojniej było na terenach klasztornych poza samym kościołem i kapliczkami - a warto pospacerować po całym kompleksie. My mieliśmy trochę pecha, że świątynia od zewnątrz była otoczona rusztowaniami i trwały prace remontowe, wciąż jednak było co oglądać :). Kompleks klasztorny jest różnorodny - część budynków została normalnie zbudowana, część wykuta w skale, jeszcze inne zostały wkomponowane w jaskinie. Zaglądając w różne zakamarki znajdziemy niewielkie kapliczki, liczne krzyże, a czasem puste, zagrodzone pomieszczenia. Geghard to naprawdę niesamowite miejsce i chciałabym tu kiedyś wrócić poza sezonem i poza weekendem, w jakiś spokojniejszy dzień z mniejszą ilością turystów... i wtedy poświęcić temu miejscu bardziej odpowiednią ilość czasu :)
0 Komentarze