O Kromieryżu po raz pierwszy przeczytałam, gdy w którejś z czeskich informacji turystycznych wpadł mi w ręce folder UNESCO - Czech Heritage. Jak już tu niejednokrotnie wspominałam, lubię zwiedzać miejsca z listy UNESCO, bo zazwyczaj faktycznie są to piękne lub ciekawe miejscówki (a często jedno i drugie ;) ). A Kromieryż okazał się też świetnie położony - pomiędzy Brnem a Ostrawą, ledwo 200 km (czyli jakieś 2,5 godz. jazdy) od Wiednia. No i, co istotne, na trasie, którą zdarza nam się jeździć pomiędzy Polską a Austrią, więc nie trzeba było się tam wybierać specjalnie, tylko odpowiednio zaplanować postój w drodze... :) Na przełomie maja i czerwca wybieraliśmy się do Wrocławia, stwierdziłam więc, że Kromieryż jest idealnym miejscem na kilkugodzinny postój. Ostatecznie wyszło na to, że urządziliśmy sobie w tej miejscowości dwa krótsze postoje, jadąc w tę i z powrotem, bo pierwszego dnia pogoda była... taka sobie, oględnie mówiąc. Obeszliśmy centrum i pałac arcybiskupów z jego ogrodami, marznąc na tyle, że już położonych kawałek dalej barokowych ogrodów zwiedzać nie chcieliśmy. Za to kiedy wracaliśmy do Austrii, było ciepło i słonecznie - wręcz idealnie na postój i spacer po parku :). Zatem jeśli przejeżdżacie przez Czechy w wakacyjnej drodze na południe i zastanawiacie się, gdzie zatrzymać się na kilka godzin, Kromieryż może być fajnym pomysłem :).
Patrząc na niebo na powyższych zdjęciach, chyba rozumiecie, dlaczego to nie był idealny dzień na długie spacery... ;) Kromieryż to miasto sięgające swoją historią czasów średniowiecznych, jednak swój rozkwit zawdzięczało głównie położeniu w pobliżu Ołomuńca. Diecezja w Ołomuńcu powstała już w 1063 roku, a siedemset lat później uzyskała status archidiecezji. A morawscy biskupi i arcybiskupi, choć mieli swój pałac i w Ołomuńcu, to i z Kromieryża zrobili sobie rezydencję - kto wie, czy nie piękniejszą ;). Zwłaszcza że po wojnie trzydziestoletniej i ogromnym pożarze kilka lat później miasto trzeba było odbudować niemal od zera. Tutaj w historii Kromieryża zapisał się wyjątkowo arcybiskup Karl II von Liechtenstein-Kastelkorn, który zadbał o odbudowę miasta i zamku, przywrócił mury miejskie i otworzył mennicę.
Zwiedzanie zaczęliśmy od Wielkiego Rynku (Velké náměstí), czyli głównego placu w Kromieryżu. Dominuje tutaj renesansowy ratusz z połowy XVI wieku - pierwotnie jednopiętrowy, wyższą kondygnację dobudowano dopiero w XIX wieku. Cały rynek otaczają kolorowe kamieniczki, mi osobiście najbardziej wpadł w oko tzw. dom regenta (nr 39) ze sgrafitto przedstawiającym Sąd Ostateczny. Ale zabytkowej zabudowy tu nie brakuje, wiele kamieniczek sięga swoją historią XVII wieku i warto się przespacerować po placu, przyglądając się budynkom. W 1681 roku na rynku postawiono kolumnę morową z figurą Maryi na szczycie, w podziękowaniu za przetrwanie plag nawiedzających miasto. A tuż za rogiem placu wznosi się okazały budynek arcybiskupiej rezydencji (Arcibiskupský zámek Kroměříž).
Jako że do trasy z przewodnikiem po pałacu zostało trochę czasu, wybraliśmy się najpierw na spacer po ogrodach zamkowych. Ogród w stylu angielskim obejmuje obszar ok. 64 ha i wraz z samym pałacem znajduje się na liście UNESCO od 1998 roku. Pierwszy park założył tutaj na początku XVI wieku biskup Stanislav Thurzo, a tereny parkowe z czasem stawały się coraz większe. Dziś to czyste i zadbane miejsce, idealne do spacerów i pobytu na świeżym powietrzu - mnóstwo tu wody, zieleni i różnych elementów dekoracyjnych jak pomniki czy fontanny.
Niewątpliwą ciekawostką w przypałacowych ogrodach - szczególnie dla dzieci - są zwierzęta. I nie mam tu na myśli tylko spacerujących wśród zieleni pawi :). Przy jednej z bram do parku znajdziemy klatki z egzotycznymi ptakami oraz małpki. Do tego nie można zapomnieć o różnorodnych drzewach i kwiatach - jestem pewna, że odwiedzający Kromieryż wiosną utoną tutaj w kolorach i zapachach :).
Z ogrodów dotarliśmy na dziedziniec pałacowy na styk, jak zegar wybijał równą godzinę... i nie było tam nikogo. Przyzwyczajona byłam, że przewodnik przychodzi o danej godzinie i chwilę trwa, aż zbierze grupę i sprawdzi bilety, tymczasem tutaj oznaczało to, że drzwi za ostatnimi wchodzącymi już dawno się zamknęły... Zatem w Kromieryżu lepiej się nie spóźniać na zwiedzanie ;). Na szczęście tutaj pani wyszła po nas i wpuściła na 50-minutową trasę po komnatach reprezentacyjnych. Jest tu parę ciekawych i ładnych pomieszczeń, a całość kosztuje 300 koron (51,60 zł). Przyznam, że kusiło mnie też zwiedzanie - już na własną rękę, bez przewodnika - drugiego piętra, trasą Via Magnifica, obejmującą m.in. kaplicę i bibliotekę. Po zdjęciach wnioskuję, że warto, ale mieliśmy ograniczony czas w drodze do Wrocławia... Bilet na Via Magnifica również kosztuje 300 koron - z drugiej strony z tym biletem nie zobaczymy słynnej Wielkiej Sali, w której zbierał się austriacki parlament (ot, taka ciekawostka historyczna dotycząca lat 1848-49 i Wiosny Ludów ;) ). Za dodatkowe 120 koron (20,65 zł) można zwiedzić też skarbiec i wejść na wieżę, co jednak w tę pogodę nas nieszczególnie kusiło. Jeśli chodzi o zwiedzanie pałacu arcybiskupów w Kromieryżu, wydaje mi się, że - dla tych, co lubią takie klimaty - warto skorzystać z pełnej oferty, bo naprawdę jest tu co zwiedzać.
Spacerując po centrum miasta i szukając opcji na lunch, można też zajrzeć do kościołów, prawda? ;) Idąc ulicą Pilarovą w krótkich odstępach czasu minęliśmy dwie świątynie - pierwsza, z dwoma wieżami górującymi nad starym miastem, to kościół św. Maurycego (kostel sv. Mořice). Zbudowany w połowie XIII wieku wymagał potem poważnych rekonstrukcji, szczególnie po wojnach husyckich i wojnie trzydziestoletniej, która - jak już wspominałam - pozostawiła miasteczko w opłakanym stanie. Wciąż jednak kościół św. Maurycego w Kromieryżu uważany jest za jedną z najważniejszych gotyckich budowli na terenie Czech.
Jako że do trasy z przewodnikiem po pałacu zostało trochę czasu, wybraliśmy się najpierw na spacer po ogrodach zamkowych. Ogród w stylu angielskim obejmuje obszar ok. 64 ha i wraz z samym pałacem znajduje się na liście UNESCO od 1998 roku. Pierwszy park założył tutaj na początku XVI wieku biskup Stanislav Thurzo, a tereny parkowe z czasem stawały się coraz większe. Dziś to czyste i zadbane miejsce, idealne do spacerów i pobytu na świeżym powietrzu - mnóstwo tu wody, zieleni i różnych elementów dekoracyjnych jak pomniki czy fontanny.
Niewątpliwą ciekawostką w przypałacowych ogrodach - szczególnie dla dzieci - są zwierzęta. I nie mam tu na myśli tylko spacerujących wśród zieleni pawi :). Przy jednej z bram do parku znajdziemy klatki z egzotycznymi ptakami oraz małpki. Do tego nie można zapomnieć o różnorodnych drzewach i kwiatach - jestem pewna, że odwiedzający Kromieryż wiosną utoną tutaj w kolorach i zapachach :).
Z ogrodów dotarliśmy na dziedziniec pałacowy na styk, jak zegar wybijał równą godzinę... i nie było tam nikogo. Przyzwyczajona byłam, że przewodnik przychodzi o danej godzinie i chwilę trwa, aż zbierze grupę i sprawdzi bilety, tymczasem tutaj oznaczało to, że drzwi za ostatnimi wchodzącymi już dawno się zamknęły... Zatem w Kromieryżu lepiej się nie spóźniać na zwiedzanie ;). Na szczęście tutaj pani wyszła po nas i wpuściła na 50-minutową trasę po komnatach reprezentacyjnych. Jest tu parę ciekawych i ładnych pomieszczeń, a całość kosztuje 300 koron (51,60 zł). Przyznam, że kusiło mnie też zwiedzanie - już na własną rękę, bez przewodnika - drugiego piętra, trasą Via Magnifica, obejmującą m.in. kaplicę i bibliotekę. Po zdjęciach wnioskuję, że warto, ale mieliśmy ograniczony czas w drodze do Wrocławia... Bilet na Via Magnifica również kosztuje 300 koron - z drugiej strony z tym biletem nie zobaczymy słynnej Wielkiej Sali, w której zbierał się austriacki parlament (ot, taka ciekawostka historyczna dotycząca lat 1848-49 i Wiosny Ludów ;) ). Za dodatkowe 120 koron (20,65 zł) można zwiedzić też skarbiec i wejść na wieżę, co jednak w tę pogodę nas nieszczególnie kusiło. Jeśli chodzi o zwiedzanie pałacu arcybiskupów w Kromieryżu, wydaje mi się, że - dla tych, co lubią takie klimaty - warto skorzystać z pełnej oferty, bo naprawdę jest tu co zwiedzać.
Spacerując po centrum miasta i szukając opcji na lunch, można też zajrzeć do kościołów, prawda? ;) Idąc ulicą Pilarovą w krótkich odstępach czasu minęliśmy dwie świątynie - pierwsza, z dwoma wieżami górującymi nad starym miastem, to kościół św. Maurycego (kostel sv. Mořice). Zbudowany w połowie XIII wieku wymagał potem poważnych rekonstrukcji, szczególnie po wojnach husyckich i wojnie trzydziestoletniej, która - jak już wspominałam - pozostawiła miasteczko w opłakanym stanie. Wciąż jednak kościół św. Maurycego w Kromieryżu uważany jest za jedną z najważniejszych gotyckich budowli na terenie Czech.
Choć zewnętrzny wygląd kościoła św. Maurycego może przywodzić na myśl średniowieczny gotyk, to późniejsze renowacje zdecydowanie sprawiają, że wnętrze nie wygląda na tak historyczne ;). Tutaj dominuje wystrój będący efektem XIX-wiecznych prac renowacyjnych. Za obraz na ołtarzu przedstawiający św. Maurycego odpowiada austriacki malarz Anton Petter. Jeśli wierzyć Wikipedii, nietypowy święty będący patronem kościoła w Kromieryżu to wybór biskupa Bruna ze Schauenburga - duchowny pochodził z Niemiec, a św. Maurycy jest patronem Magdeburga, gdzie Bruno pełnił posługę kapłańską... Czemu więc by nie przewieźć ze sobą świętego patrona ;).
Niedaleko kościoła św. Maurycego znajduje się kolejna świątynia - mniejsza i barokowa. To XVIII-wieczny kościół św. Jana Chrzciciela (kostel svatého Jana Křtitele), do którego jednak nie udało mi się wejść, mogłam co najwyżej zajrzeć do środka przez kraty. Podobno wcześniej w tym miejscu istniał starszy, romański kościółek - nowy zaś wzorowano na wiedeńskim Salesianerinnenkirche... do którego też dotąd nie udało mi się wejść do środka, mimo regularnego (swego czasu) zwiedzania wiedeńskich kościołów ;).
Kiedy wyjeżdżaliśmy z Kromieryża, żałowałam, że nie zahaczyliśmy o ogrody kwiatowe (květná zahrada). Szybko mi jednak przeszło, gdy okazało się, że w drodze powrotnej mamy na nie czas, a pogoda zapowiada się wreszcie wakacyjna ;). Do tego w niedzielę parking przy parku był darmowy, więc podjechaliśmy niemal pod samą bramę i od razu skierowaliśmy się do wejścia. Ogrody kwiatowe dzieli od pałacu arcybiskupiego ok. 15-minutowy spacer, więc można tu też bez problemu podejść pieszo, jak już zaparkowało się gdzie indziej - nie trzeba specjalnie podjeżdżać na tutejszy parking. Wstęp na teren ogrodów dla osoby dorosłej kosztuje 180 koron (31 zł), a na wejściu otrzymujemy również mapkę z zaznaczonymi co ciekawszymi miejscówkami.
Ogrody kwiatowe w Kromieryżu założono na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XVII wieku. Moim skromnym zdaniem ten przymiotnik kwiatowy jest tu trochę na wyrost, bo zdecydowanie więcej tu drzew i różnych żywopłotów niż samych kwiatów, co nie zmienia faktu, że barokowy park przyciąga uwagę i jest idealnym miejscem do spacerów. Budynek, przez który wchodzi się na teren ogrodów, jest już nowszy - pochodzi z pierwszej połowy XIX wieku.
Od północnej strony ogrody zamyka ogromna kolumnada, licząca sobie 244 m długości, pośrodku której znajduje się (obecnie zamknięte) dawne główne wejście do parku. Pod arkadami ustawiono 44 rzeźby przedstawiające greckich i rzymskich bogów. Po wąskich schodkach można wejść na górę kolumnady, skąd rozpościera się fajny widok na tę część ogrodów - to właśnie na tym podeście zostało zrobione tytułowe zdjęcie do tego wpisu :). Centralną część parku stanowi zabytkowa rotunda z końca XVII wieku - niestety, zamknięta na cztery spusty, do środka nie dało się zajrzeć.
Oczywiście kolumnada i rotunda to nie jedyne atrakcje ogrodów kwiatowych w Kromieryżu. Kierując się dalej na południe, miniemy tunele z drzew i rzędy żywopłotów, by dojść do labiryntów - nie są one szczególnie wysokie, ale dla dzieciaków na pewno będą stanowiły ciekawą atrakcję. Dalej stawy, jeszcze więcej roślin, szklarnie (nie da się wejść do środka), wzgórze z żywymi królikami i stara ptaszarnia, w której dziś królują już tylko gołębie. Ogrody kwiatowe obejmują całkiem spory teren, można tu na spokojnie spacerować - my tu byliśmy 1 czerwca, była ciepła i słoneczna niedziela, a w parku pustki :)
0 Komentarze