Advertisement

Main Ad

Deszczowa Budva i jaskinia Lipa

Kiedy na początku października wyskoczyliśmy na weekend do Czarnogóry, naszym głównym celem było Jezioro Szkoderskie. A choć październik był wyjątkowo chłodny, to jednak udało nam się i popływać łódką po jeziorze, i spojrzeć na nie z góry, z popularnej trasy widokowej. Niestety, prognozy pogody na niedzielę nie były zbyt zachęcające - nie tylko chłodno, ale i deszczowo. Tyle dobrego, że deszcz miał zacząć padać dopiero koło południa (a lot powrotny mieliśmy wieczorem), liczyliśmy też na niewiarygodność prognozy i dłuższe utrzymanie się ładniejszej pogody... I wyruszyliśmy do Budvy. Z Virpazaru to ledwo 40 km / 50 min jazdy, ale my tu trochę nadrobiliśmy drogi, jadąc najpierw trasą widokową wzdłuż Jeziora Szkoderskiego. Do miasteczka dotarliśmy ok. 11, zatrzymując się na chwilę przy jednym z punktów widokowych, skąd można było spojrzeć na wybrzeże z góry. Wtedy też przestaliśmy się łudzić, że ładna pogoda utrzyma się dłużej - sama Budva tonęła w słońcu, ale zza naszych pleców sunęły już bardzo ciemne chmury.
W Budvie byłam już wcześniej - podczas mojego czarnogórskiego wyjazdu w 2017 roku to właśnie to miasteczko było moim miejscem noclegowym i bazą wypadową do podróży po okolicy. Wtedy też powstał wpis pt. Budva: turystyczne centrum Czarnogóry, do którego Was odsyłam, jeśli chcecie poczytać coś więcej o historii czy atrakcjach miasteczka. W tym roku Budva była tylko dodatkiem, bo M. nigdy wcześniej w Czarnogórze nie był i chciałam mu pokazać też trochę wybrzeża (na Kotor mieliśmy, niestety, za mało czasu). Poza jednym czy dwoma kościołami nie wchodziliśmy nigdzie do środka... no, może jeszcze poza restauracją, bo w końcu przyszła też pora na lunch (jeśli macie ochotę na makaron, to szczerze polecam bardzo dobry Pastabar) ;).
Z turystycznego punktu widzenia Budva to przede wszystkim zabytkowa starówka otoczona weneckimi murami. Przed laty też byłam tu w październiku, ale Czarnogóra była wtedy zdecydowanie mniej popularna - stare miasto było wręcz opustoszałe, jeśli nie liczyć wygrzewających się w słońcu kotów, a ceny były tak niskie, że nic, tylko korzystać z życia. Obecnie nawet przy niesprzyjającej pogodzie turystów w Czarnogórze nie brakuje, sezon czy nie sezon. Pewnie nie ma takich tłumów jak latem, ale o pustkach nie ma co myśleć. Ceny wciąż były przystępne, jednak już dużo bardziej zbliżone do innych europejskich miast. Skorzystaliśmy z ostatniej bezdeszczowej godziny i pospacerowaliśmy po wąskich uliczkach starego miasta, usiedliśmy na drinka w jednej z knajpek i popatrzyliśmy na coraz bardziej wzburzone morze spod Cytadeli.
Niestety, tym razem prognoza pogody okazała się idealnie trafiona i chwilę po 12 deszcz złapał nas na plaży miejskiej, gdzie urządziliśmy sobie sesję zdjęciową z widokiem na mury miejskie i Cytadelę. Dalej biegnie ścieżka łącząca dwie plaże, a przy niej znajduje się słynna figura baleriny - posąg, który stał się już niemal symbolem Budvy. Niestety, nie dało się podejść bliżej, bo przy sztormowej pogodzie droga jest zamykana, więc na balerinę mogliśmy popatrzeć jedynie przez kraty. Przed deszczem schowaliśmy się we wspomnianym Pastabarze, a gdy wyszliśmy, chwilowo nie padało... więc mimo nieprzyjemnego, wilgotnego wiatru pospacerowaliśmy trochę wzdłuż wybrzeża. Dłużej w Budvie jednak nie siedzieliśmy, bo mieliśmy już inne plany na popołudnie - i okazało się, że wyczucie czasu też niezłe, bo jak tylko wsiedliśmy do samochodu, lunęło tak, że dalszy spacer byłby już zupełnie niemożliwy.
A potem lało już cały czas. Jeszcze w Virpazarze zapytałam się Milana, który zabrał nas w rejs po jeziorze, co odwiedzić w okolicy, jeśli prognozy okażą się prawdziwe i zwiedzaniu będzie towarzyszyć ściana deszczu. Skrzywił się na samą myśl, bo wszystkie jego wcześniejsze polecajki zakładały jednak słoneczną pogodę. W końcu otworzył Google Maps i wpisał Lipa Cave. Jaskinia leży tuż pod Cetynią, dawną stolicą kraju, więc wystarczyło dodać z 5 km po drodze z Budvy na lotnisko w Podgoricy, by tam zawitać :). Musieliśmy jednak wpasować się w godziny zwiedzania, bo do jaskini nie wejdziemy ot tak, jedynie z przewodnikiem o określonej porze. W sezonie trasy odbywają się 5 razy dziennie - pierwsza o 10:00, a ostatnia o 15:40, a na nasze szczęście sezon trwał od maja do października. Nie da się kupić biletów przez internet, ale na stronie jaskini wyczytałam, że wystarczy być na miejscu co najmniej pół godziny przed planową porą rozpoczęcia trasy i bez problemu powinniśmy kupić bilety w kasie. Tak zrobiliśmy i chwilę po 15 zajechaliśmy na spory parking przed punktem informacyjnym.
No właśnie, parking (darmowy) znajduje się nie pod jaskinią, ale przy kasach, a stamtąd do wejścia do jaskini odwiedzających zabiera specjalny pociąg turystyczny. Zatem godzina na bilecie to pora odjazdu pociągu, a nie początek zwiedzania. To trochę rozczarowujące, bo całość trwa ok. godziny, ale w efekcie pod ziemią spędzamy ledwo 30-40 min. - naprawdę nie obraziłabym się na dłuższą trasę po samej jaskini, szczególnie, kiedy pogoda nie pozwalała na inne atrakcje ;). Przy kasach znajdziemy też niewielką kawiarnię i toalety. Jeśli - tak jak my - zdecydujecie się na ostatnią trasę tego dnia, warto pamiętać, że całość, nie tylko kasy, zamyka się o godzinie 16. Wyszliśmy z jaskini i okazało się, że nie można już ani skorzystać z toalety, ani kupić niczego do picia... Warto więc ogarnąć się wcześniej. I jeszcze z ostatnich informacji organizacyjnych, zanim przejdę do samego zwiedzania - jesienią 2025 roku bilet dla osoby dorosłej kosztował 15,90 €, a dla dzieci w wieku 5-15 lat - 8,90 €.
Zatem po paru minutach jazdy turystycznym pociągiem, który na szczęście był dobrze osłonięty przed deszczem, dotarliśmy do wejścia i za przewodnikiem zeszliśmy pod ziemię. Jak to w jaskiniach, w środku panuje temperatura ok. 10 stopni, więc latem dobrze mieć ze sobą coś ciepłego do ubrania - w październiku temperatura na zewnątrz była dość podobna, więc ubrani byliśmy odpowiednio ;). Lipa to jedna z największych jaskiń w Czarnogórze i jedyna przystosowana dla zorganizowanego zwiedzania, więc dla fanów takich atrakcji przyrodniczych to must-see w kraju. Osobiście bardzo lubię jaskinie, więc cieszę się, że Milan rzucił właśnie taką polecajką, bo w środku naprawdę mi się podobało :).
Lipę odkryto na początku XIX wieku, jak to z jaskiniami często bywa - przez przypadek. Na przestrzeni lat prowadzono tu różne badania, a z początkiem XX wieku wojska austriackie (bo Austro-Węgry przez krótki czas okupowały Królestwo Czarnogóry) poszerzyły wejście do jaskini. Pierwsze oficjalne otwarcie Lipy - wtedy jedynie dla badaczy - nastąpiło w latach siedemdziesiątych. Jako atrakcja turystyczna jaskinia jest jednak jeszcze dość nową ciekawostką, bo dla wszystkich odwiedzających udostępniono ją dopiero w lipcu 2015 roku. Kiedy w 2017 roku zwiedzałam Cetynię, nie natrafiłam na żadne polecajki, by przy okazji odwiedzić pobliską Lipę - nie była jeszcze na tyle popularna. Z biegiem lat to się zmieniło i dziś jaskinia jest jedną z bardziej znanych atrakcji Czarnogóry. W końcu nawet w październiku bez problemu wyprzedawali wszystkie bilety na trasy :).
System korytarzy i komnat w jaskini ciągnie się na długość ok. 2,5 km, a przynajmniej ta odkryta dotąd część, bo całkiem możliwe, że tunele ciągną się i dalej. Z tych 2,5 km odwiedzającym udostępnione jest zaledwie kilkaset metrów - znalazłam tu różne informacje, w zależności od źródła jest to 400 do 600 m. Ile czasu zajmuje przejście tego odcinka, to już zależy od przewodnika, nam się akurat trafił taki mocno streszczający się w swoich wypowiedziach i po ok. 20 minutach dotarliśmy do końca trasy. Do pociągu wracaliśmy już na własną rękę, tą samą drogą, więc mieliśmy trochę czasu na spokojne robienie zdjęć - dlatego też podczas oprowadzania warto skupić się na słowach przewodnika, a nie fotografowaniu jaskini z całą wycieczką :).
A jeśli chodzi o samo wnętrze jaskini, myślę, że zdjęcia całkiem nieźle je oddają :). Sporo tu pięknych i ciekawych formacji skalnych, więc choć widziałam już ładniejsze jaskinie, to chyba nigdy mi się to nie znudzi i zawsze z ciekawością obejrzę kolejną :). Co więcej, Lipa jest wyjątkowo dobrze oświetlona, rzadko mi się zdarzało robić tyle zdjęć we wnętrzu jaskini, bo bez statywu i w ciemnościach nie wychodziły one najlepiej. Tu tego problemu nie miałam, więc fanom fotografii jaskiniowej bardzo Lipę polecam. Zresztą nie tylko im, bo jaskinia jest świetnie położona i blisko tutaj z wielu popularnych miejsc: z Budvy ledwo 35 km, z Kotoru - 45 km, z Podgoricy - niecałe 40 km, a z samej Cetyni tylko 5 km. Jako że zwiedzanie trwa zaledwie godzinę, to nawet jak doliczymy przyjazd na miejsce pół godziny wcześniej, wciąż nie zajmie to wiele czasu, a pozwoli zobaczyć coś innego w Czarnogórze niż najpopularniejsze wybrzeże :).

Prześlij komentarz

0 Komentarze