I kolejny rok dobiega końca. Rok pełen mieszanych emocji, bo działo się i dużo dobrego, ale było też i trochę przepłakanych dni... W końcu jestem tam, gdzie chciałam być od lat. Zamieniłam Sztokholm na Wiedeń i chyba dopiero po paru miesiącach zaczęło to do mnie docierać :). Za Szwecją tęsknię bardziej, niż się tego spodziewałam, biorąc pod uwagę, że ostatnie sztokholmskie miesiące nie należały do najlepszych. Ale chyba człowiek tak po prostu ma, że po jakimś czasie pamięta tylko o tym, co dobre, zapominając złe momenty. Mimo wszystko przeprowadzki nie żałuję - uwielbiam Wiedeń, bo to piękne miasto do zwiedzania, dobre miejsce do życia i świetna baza wypadowa do podróżowania. Ponadto, ze względu na bliskość do Polski i niższe ceny od tych skandynawskich, mogę się tu spodziewać znacznie większej ilości wizyt - szczególnie odkąd Wizzair otwiera tanie połączenia z Warszawą i Sztokholmem. Zatem jest dobrze, a zapowiada się, że będzie jeszcze lepiej :).
Kolejne święta, kolejne dekoracje bożonarodzeniowe w moim Lublinie... :) Choć część pozostała niezmieniona od ubiegłego roku, to jednak Krakowskie Przedmieście wygląda teraz znacznie lepiej i jaśniej. Do tego w tym roku święta były... może nie białe, ale na pewno bielsze od zeszłorocznych. Ledwo wyszliśmy na dwór po obiedzie bożonarodzeniowym, zobaczyliśmy gęste, białe płatki spadające z nieba. Atmosfera była niesamowita - niestety, zanim dotarliśmy do centrum miasta, śnieg przestał padać... Temperatura nieco na plusie sprawiła też, że do rana z białego puchu zupełnie nic nie zostało. Aaaale... komuś udało się nawet ulepić bałwana ;).
Największy i najważniejszy z wiedeńskich jarmarków bożonarodzeniowych to Christkindlmarkt am Wiener Rathausplatz, znajdujący się tuż przy Ratuszu. Wystartował jako jeden z pierwszych, bo już 16 listopada i otwarty będzie do 26 grudnia. W przeciwieństwie do kilku innych słynnych jarmarków (jak chociażby na Maria-Theresien-Platz czy pod pałacem Schönbrunn), ratuszowy nie przekształci się potem w jarmark noworoczny. Po świętach wszystko zostanie szybko rozebrane, by przygotować miejsce na imprezę sylwestrową. Zatem musiałam się tym jarmarkiem nacieszyć odpowiednio wcześniej :).
Niewielkie miasteczko w zachodniej części Kuby, a zarazem jeden z jej największych kurortów turystycznych. Wybrałyśmy Varadero na kilkudniowy odpoczynek, bo długie plaże i czysta, ciepła woda zapewniały to, czego potrzebowałyśmy - trochę nicnierobienia ;). Koleżanka z pracy, która była na Kubie dwa lata wcześniej, polecała nam rozejrzenie się za hotelem tylko dla dorosłych. Kiedy zaczęłyśmy się rozglądać za noclegami, okazało się, że nie mamy zbyt wielkiego wyboru w tej kwestii. Prawie wszystkie hotele miały zaznaczoną opcję Adults only! Zaczęłam więc wyobrażać sobie Varadero jako jedną wielką imprezownię, ale to też nie było tak...
Choć Wiedeń zdecydowanie bardziej słynie z jarmarków bożonarodzeniowych niż Bratysława, to jednak mieszkając teraz rzut beretem od słowackiej stolicy, nie mogłam sobie odpuścić przedświątecznej wizyty w tym mieście. Internet wspominał o trzech głównych jarmarkach w Bratysławie: pod ratuszem, na placu Hviezdoslavovo námestie oraz pod zamkiem. Stwierdziłam, że akurat kilka godzin powinno wystarczyć na spacer, spróbowanie lokalnych przekąsek i jakieś świąteczne zakupy. Więcej nie potrzebowałam, zwłaszcza, że nie była ta moja pierwsza wizyta w Bratysławie i nie musiałam się już bawić w turystkę ;).
Ubiegły weekend sprzyjał odwiedzaniu jarmarków świątecznych. Wiedeń pokrywała delikatna warstwa śniegu, a zapowiadany deszcz rozpadał się dopiero w niedzielę późnym wieczorem, kiedy już i tak wróciłam do mieszkania. W sobotę odwiedziłam jarmark pod pałacem Schönbrunn, a w niedzielę podjechałam S-Bahnem na stację Wien Quartier Belvedere. Miałam w planach zahaczenie o dwa jarmarki za jednym podejściem - klasyczny, pod samym Belwederem, oraz drugi - nieco bardziej wyjątkowy - pod Muzeum Historii Wojskowości.
Ma być ładnie i kolorowo, ale tylko w centrum. Stare samochody to głównie taksówki dla turystów. Poza tym biednie i brudno, a dla miejscowych turysta - Europejczyk to chodzący portfel. Oj, nasłuchałam i naczytałam się o tej Hawanie całkiem sporo przed wyjazdem na Kubę. Opinie były dość skrajne - od tych mocno kubańską stolicą zawiedzionych, po te pełne zachwytu. Wiadomo, nic nie jest zupełnie białe albo czarne, a Hawana... Hawana jest baaardzo kolorowa :).
Nie sądziłam, że w Wiedniu tak szybko uda mi się to, co przez cztery lata spędzone w Szwecji było dla mnie tylko niespełnionym marzeniem. Zobaczyć jarmarki świąteczne w śniegu. Sztokholm ostatnimi laty zdecydowanie nie miał szczęścia do pogody w grudniu - zazwyczaj było po prostu szaro i deszczowo. Raz nawet do połowy miesiąca było ponad 10 stopni, kompletnie nieszwedzka zima. A jak nawet czasem trochę śniegu spadło, to na wąskich uliczkach Gamla Stan, deptanych tysiącami butów turystów, natychmiast zamieniał się on w brudne błoto. W dużo cieplejszym zazwyczaj Wiedniu nie spodziewałam się więc niczego innego. Zwłaszcza, że od znajomych z pracy sporo słyszałam o tym, że w mieście owszem, śnieg czasem popada, ale nigdy się nie utrzymuje... Tymczasem już 1 grudnia Wiedeń przykryła cienka warstwa białego puchu, która już z samego rana wygnała mnie z domu, prosto do ogrodów pałacu Schönbrunn :).